Wpisy Komentarze

Zapiski z Chin » Chiny » Trochę o chińskim jedzeniu

Trochę o chińskim jedzeniu

Witam Wszystkich, którzy jeszcze tutaj od czasu do czasu zaglądają w nadziei, że znajdą nowy tekst poświęcony – a jakże – Chinom. Przepraszam już tradycyjnie za zaległości i zapraszam do przeczytania krótkiego i niezobowiązującego tekstu.

Otóż jak być może niektórzy z Was wiedzą, Chiny żyją ostatnio kilkoma wydarzeniami. Jest to z jednej strony trzesięnie ziemi w Sichuanie, z drugiej zaś problemy związane z żywnościa (a szerzej – z ptasią grypą).

O Sichuanie można było przeczytać i usłyszeć zapewne także w polskich mediach, więc nie będę się zagłębiał w ten temat, dodam tylko od siebie, że chińska ulica mówi o tym, że budowa zapory trzech przełomów była błędem, a efekty tej potężnej ingerencji w naturę mamy właśnie w postaci trzęsień ziemii (to już kolejne duże trzęsienie ziemii w tamtym regionie). Na ile jest w tych podejrzeniach prawdy – o to pytać należałoby naukowców. I zapewne już takie pytania padały – o ile nie publicznie, to zapewne w zamkniętym gronie naukowców i rządzących.

Dla tych zaś, którzy mieszkają w Szanghaju i sąsiednich prowincjach Zhejiang oraz Jiangsu tematem numer jeden był dziwny przypadek znalezienia kilku tysięcy martwych świni dryfujących sobie beztrosko w rzece. Tradycyjnie już znalazł się urzędnik wyskakujący przed szereg i stwierdzający (o ile dobrze pamiętam), że to żaden problem. Od razu wtedy przypomniał mi się dowcip, w którym kelener na uwagę klienta, że w herbacie jest mucha odpowiada: przecież całej herbaty Panu nie wypije.

Znacznie poważniejszym problemem – jakby ich mało – były odnotowywane ostatnio przypadki ptasiej grypy. Rzecz dotyczy całych Chin, stąd też problem poważniejszy. W Szanghaju zamknięto wszystkie targi, na których handlowano drobiem. Restauacje odnotowały dotkliwe straty – bo cześć gości zastanowi się dwa razy, zanim zamówi wieprzowinę czy kurczaka. Jakby tego mało, resturacje odnotowują straty także i z racji na fakt, że oficjele dostali zakaz bankietowania (po chinsku to się ładniej nazywa, ale poprzestańmy na stwierdzeniu, że władze centralne zakazały przesadnych, ekstrawaganckich przyjęć). A to przekłada się na spadek cen alkoholu oraz cen niektórych – uważanych za bardziej ekskluzywne potraw – jak np ulubiona ryba chińskich urzędników, tzw ryba nóż (刀鱼/daoyu), której cena za ‘dobrych’ czasów dochodziła do kilkunastu tysięcy yuanów za kilogram. Teraz cena nagle spadła pięcio-sześciokrotnie. Cuda, panie, cuda, jak to zakaz bankietowania wpływa na ceny ryb 😉

—–

Żeby być spokojnym, ja ostatnio także cześciej niż kurczaka, czy wieprzowinę zamawiam rybę (nie, akurat nie tą 😉 ). Szczególnie przypadła mi do gustu pewna potrawa, prosta w zasadzie, ale jeśli dobrze zrobiona – przepyszna. Ot, zwykła ryba (w ‘mojej’ restauracji można wybrać spośród trzech rodzajów ryb – cena ok 100rmb za kilogram ryby), przypieczona na ruszcie (ale tak, żeby mięso nie straciło nic ze swojej soczystości). Potem taką rybę doprawia się mieszanką warzyw (w zależności od tego, co kto lubi można wybrać różne warianty – różniące się nie tylko warzywami, ale – głównie – stopniem ostrości), układa w brytfannie wypełnionej specjalnie przyrządzoną zupą (choć wyraz zupa trochę tu na wyrost – to olej z dodatkami), do tego można zamówić dodatki w rodzaju np ziemniaków i grzybów, które umieszcza się na dnie brytfanny zaraz pod rybą) i serwują zgłodniałemu klientowi.

Ponizej – od najmniej do najbardziej ostro przyprawionej ryby. Jak widac porcje słusznych rozmiarów:

Brytfanna cały czas jest podgrzewana niewielkim palnikiem, ryba więc pozostaje gorąca, zaś ziemniaki i grzyby powoli się gotują. Taka jedna brytfanna, do tego dwie miseczki ryżu, dzbanek pseudo-kompotu ze śliwek (pseudo, bo mam podejrzenia, że to napój z proszku, a nie prawdziwy sok) i dwie dorosłe osoby mają obiad i kolacje w jednym. Zdrową i przepyszną.

——

W nawale obowiązków udało mi się ostatni także spróbować osławionego hot-pota z miasta Chongqing. Dla tych, którzy nie wiedzą, co to hot-pot. Jest to w dosłownym tłumaczeniu – gorący kociołek. Tenże kociołek wypełnia się odpowiednio przygotowaną zupą/wywarem (ale uwaga – nie polecam pić tego wywaru, nie jest to zdrowe), do którego to kociołka wrzuca się, co tylko dusza zapragnie, a restauracja ma w swojej ofercie – mięsa wszelakie, warzywa, ryby, owoce morza, tofu, makarony. Kociołek jest cały czas na ogniu, więc wszystkie te składniki bardzo szybko są ugotowane, a nam nie pozostaje nic innego, jak je tylko wyłowić pałeczkami, wymoczyć w sosie i delektować się smakiem.

Tak wygląda stół zanim zaczyna sie jedzenie:

Zaś tutaj można się już delektować jedzeniem:

Szczególnie polecane na dłuższe posiedzenia pod gołym niebem, z obowiązkowym schłodzonym piwem 🙂

Napisal

Od 2005 w Chinach, gdzie mieszkam, pracuję, obserwuję i piszę :-)

Wpis z kategorii: Chiny · Tagi: , , , , , , , , , , , , , ,

3 komentarze(y) do wpisu: "Trochę o chińskim jedzeniu"

  1. stas says:

    Noooo- wygląda to wszystko bardzo smakowicie. Ale czy ta ryba gotowana w zupie z oleju nie jest aby zbyt tłusta??? No a i cena jak na przeciętnego zjadacza takiej ryby wcale niemała- wypadnie chyba po 50 złotych za kilogram. A tu w naszej rzeczywistości ludzie oszczędzają najbardziej na jedzeniu. Ale czasami warto by coś takiego spróbować 🙂
    No ta grypa , o której u nas także sporo mówiono, przyniosła ogromne straty – jakoś na szczęście nie mówiono o jakichś masowych zachorowaniach ludzi.
    To proszę częściej o takie smakowite wpisy :):)

  2. Boguśka says:

    Ale bomba, ta ryba bardzo mi się podoba wizualnie no i zjadłabym taką.
    Czy aby nie można przesłać……. to bym skosztowała.
    Ja również jestem za tym abyś częściej zamieszczał takie specjały,
    chociaż popatrzę.

  3. Wojtek says:

    Stas – ok, z tym olejem to przesadzilem. To nie jest oleiste. Tlustawe, ale nie oleiste 😉

    Boguśka – hmm, to nie hamburger z McD, wiec świeże dłużej niż kilka godzin nie będzie – przesłanie do Polski więc odpada 🙂 Ale zapraszam na degustację do Szanghaju 🙂