Zapiski z Chin » Azja, Różne » Indie ponownie po 5 latach
Indie ponownie po 5 latach
Ostatni raz byłem w Indiach 5 lat temu. Jak wypadła moja tegoroczne podróż? Zainteresowanych zapraszam do lektury – poniżej seria ‘migawek’ z mojej ostatniej podróży.
— —
Na stół trafiają kufle owinięte aluminiową folia, taką jaką używa się do wypieków. Tak samo owinięte są też butelki z piwem. Nie, to nie żaden sposób utrzymywania temperatury trunku, to tylko konieczność, bo oficjalnie sprzedaż alkoholu została zabroniona: oto bowiem za 72 godziny rozpoczną się wybory. I w związku z tym wstrzymuje się sprzedaż alkoholu. Folia wiec spełnia swoja role, mimo wszystko jednak zostajemy poproszeni, żeby schować butelki, żeby nie gorszyć pozostałych gości restauracji. Piwo dalej jednak smakuje jak piwo (nawet mimo faktu ze to lokalny specjał: Kingfisher), więc żaden problem.
Skąd jednak ten zakaz? Okazuje się bowiem, że w przeszłości zdarzały się przekupstwa alkoholem niezdecydowanych. Jak i temperamenty wzrastały przy odpowiedniej ilości procentów. Zakaz mimo wszystko śmieszny, szczególnie w sytuacji, gdy wystarczy podjechać do sąsiedniego miasta (to może być raptem półgodzinna podróż), by tam się zaopatrzyć w alkohol, jeśli ktoś naprawdę nie może sobie bez niego poradzić. Wybory w Indiach jak się okazuje bowiem
— —
Jazda samochodem w Indiach, szczególnie zaś w mniejszych miejscowościach, to przeżycie samo w sobie. Dziurawe drogi, wpychający się wszędobylscy motocykliści, masa samochodów (japońskie marki zdają się cały czas królować: Suzuki, Toyoty, Hondy), do tego piesi, którzy zachowują się jakby życie im było niemile, stare rozklekotane i przykryte warstwa brudu autokary, riksze, trójkołowce, wózki czy to pchane przez ludzi, czy to ciągnięte przez osły, bawoły, tudzież z rzadka przez konie. Malo? No to dodajcie do tego jeszcze krowy. Znudzone, wychudzone, poruszające się ślamazarnym tempem, z rzadka reagujące na klaksony (tak po prawdzie, to im się nie dziwie – ja też po 3 dniach przestaję reagować na wieczne trąbienie). Tak oto wygląda w Indiach ruch uliczny. Jazda w takim ruchu to prawdziwa ekwilibrystyka, mija się innych dosłownie na centymetry. Cud, że niemal nie ma żadnych wypadków (cóż za ironia, jedyny wypadek jakiego jesteśmy świadkami w ciągu tygodniowego pobytu ma miejsce na pustej drodze – ot autokar jadący zewnętrznym pasem postanowił zmienić kierunek, więc zaczął skręcać w prawo (dla tych którzy nie wiedzą, w Indiach obowiązuje ruch lewostronny jak w UK) i niewielki samochodzik (niewiele zostało, z resztek wnioskuję, że była to może lokalna marka Mahindra) miał pecha znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.
— —-
– A może ty byś poprowadził? – w moją stronę odwraca się Rishabh – w końcu nie pierwszy raz jesteś w Indiach.
Owszem nie pierwszy raz, ale to wcale nie znaczy, że mam tendencje samobójcze, więc ze śmiechem odmawiam. Ale, że każda okazja jest dobra, żeby się czegoś nauczyć, to pytam naszego kierowcę:
– No ale słuchaj, co zrobisz jak będziesz miał pecha i kogoś potrącisz? – pytanie jak najbardziej na miejscu, akurat przejeżdżamy przez ruchliwe skrzyżowanie.
– Ale tak poważnie kogoś potrącę? – dopytuje się Rishabh – tak, że krew i w ogóle nie wiadomo, czy żyje czy nie? Wtedy uciekam.
Widząc nasze zdumione spojrzenia (moje mniej, mojej ekipy bardziej – dla niech to pierwszy przyjazd do Indii) Rishabh szybko wyjaśnia:
– Wiecie, uciekam i jadę od razu do najbliższego posterunku policji. Przy poważnym wypadku ryzykuje się tym, że można samemu pożegnać się z życiem, bo tłum jaki się momentalnie pojawi może zechcieć samemu wymierzyć sprawiedliwość.
To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jeżdżenie w Indiach to nie jest najlepszy pomysł.
— —-
Nagle światło się wyłącza. Trzeba poczekać, zazwyczaj nie dłużej niż minutę, aż agregaty zaczną działać. Po chwili wszystko wraca do normy: światło znowu się pojawia. Czym spowodowane są te nagle odcięcia prądu? To efekt zwiększonego zapotrzebowania na energie, szczególnie w lecie, gdy temperatura przekracza 40stopni i wszystkie klimatyzatory pracują na pełnych obrotach. Uciążliwe, ale daje się żyć. Choć można od razu zadać sobie pytanie – cóż to za życie? W trakcie tego wyjazdu i tak mamy szczęście – upały się dopiero zaczynają i za półtora-dwa miesiące będzie tu temperatura dochodziła do 50 stopni. To jest dopiero wyzwanie, nawet nasi lokalni partnerzy przyznają, że jest wtedy ciężko (już nawet nie ze względu na samą temperaturę, ale chociażby przy okazji przygotowywania posiłków czy transportu żywności)
— —
Jedzenie zasługuje na osobny akapit. Jeśli ktoś lubi ostre: świetnie trafił. Dla tych nielubiących ostrych dan też się znajdzie niemało przysmaków. A co śmieszne, jest też dużo dan pseudochińskich (nie powiem, kilka spróbowaliśmy, by na nich zakończyć – w końcu do prawdziwych chińskich się nie umywały). Warunki sanitarne wygląda na to, że się poprawiły, aczkolwiek mojej ekipie przekazałem kilka wskazówek (które lata temu usłyszałem od mojego ówczesnego szefa):
– nie jemy świeżych owoców ani warzyw (nawet w hotelach i nawet w tych 4 czy 5-cio gwiazdkowych)
– przyjmujemy, że talerze nie do końca są umyte, stąd też najlepiej zrobić jakiś podkład na właściwe jedzenie – lokalne pieczywo się do tego nadaje znakomicie)
– jeśli woda, to tylko butelkowana (a i tu sprawdzamy, czy nakrętka jest oryginalna i czy ‘plomba’ jest niezerwana) a i tą najlepiej zagotować
– jogurty, desery z kremami, musy i wszelkie inne świeże specjały – oglądamy, podziwiamy, ale jemy na własną odpowiedzialność
Co więc jeść? Wszystko, co zostało poddane dopiero co obróbce termicznej powinno być ok. Zwracam uwagę na ‘dopiero co’ – przy tych temperaturach to ważne, bo co z tego, że coś mogło być smażone, ale leżeć na półmisku od godziny czy dwóch.
Jak napisałem powyżej, mam wrażenie, że warunki się poprawiają, tym razem z moją ekipą (Chińczycy, pierwszy raz w Indiach) pałaszowaliśmy lokalne specjały bynajmniej nie tylko w 5-cio gwiazdkowych hotelach. I tylko ja ostatniego dnia miałem problem (ale to akurat dlatego, że – jak podejrzewam – jako jedyny skusiłem się na deser), poza tym wyjazd odbył się bezproblemowo
— —-
– Ile dostaje ta osoba? – szef mojego działu technicznego z niedowierzaniem kręci głową.
– Płacimy naszym ludziom w polerowni ok 140USD.
Widzę, że mój się zacina na chwilę, by po przetrawieniu tej informacji dopytać:
– 140 dolarów? To znaczy, że jak płacicie – tygodniówki?
– Miesięcznie. 140 dolarów miesięcznie – wyjaśnia właściciel fabryki.
Moi patrzą na mnie kręcąc głowami – takich płac w Chinach nie ma od wielu, wielu lat. Pracownik na polerowni w Chinach z Kantonie, Zhejiangu czy Jiangsu dostaje teraz grubo powyżej 1200 dolarów na miesiąc (te stawki w niektórych miejscach dochodzą do 1600 dolarów). Fakt, to specjalny proces, w Chinach coraz trudniej znaleźć ludzi, ale mimo wszystko różnice w zarobkach są olbrzymie. Chiny przestają być LCC (Low Cost Country – czyli krajem niskich kosztów), stąd też i moja wizyta tutaj. O ile bowiem na wielu płaszczyznach w dalszym ciągu Chiny będą konkurencyjne, to jednak trzeba trzymać rękę na pulsie i zacząć powoli się przygotowywać do rozwoju dostawców w Indiach.
Efekt zaś mojej wyprawy jest taki, że będę do Indii jeszcze wracał. Następnym razem postaram sie porobić więcej zdjęć (tych wbrew pozorom porobilem całą masę, z tym, że to jedynie zdjęcia z fabryk z procesami, maszynami, produktami – nie na tą stronę zatem).
Wpis z kategorii: Azja, Różne · Tagi: blog o Chinach, Chiny, Indie, Polak w Azji, Polak w Indiach, Szymczyk, Wojciech Szymczyk, Wojtek Szymczyk, zapiski z Chin, Zapiski z Panstwa Srodka
No fakt- szkoda, że mało tych zdjęć 🙂
Dziw, że jest to kraj tak kontrastowy- a jak zechcą demokracji 🙂 to chyba będzie koniec świata.
To czekamy na kolejną relację!
Stas – oficjalnie Indie sa krajem demokratycznym (tym tez sie chwala, ze sa najwieksza demokracja na swiecie), wybory odbywaja sie co 5 lat (akurat te, ktorych bylem swiadkiem to wybory ktore zadecyduja o tym, czy obecny premier utrzyma wladze, czy pojawi sie nowy kandydat). No i na szczescie to nie jest jeszcze koniec swiata 😉
Zdjec malo, bo to podroz typowo biznesowa – od rana do wieczora w fabrykach i na spotkaniach, fabryki jak to fabryki w miejscach malo turystycznych 🙂