Wpisy Komentarze

Zapiski z Chin » Chiny, Szanghaj » Szanghaj – czas na (miejscowy) lockdown

Szanghaj – czas na (miejscowy) lockdown

Szanghaj przez cały czas epidemii cieszył się względną wolnością – miasto nigdy nie wprowadzało większych obostrzeń, idąc na przekór wielu mniejszym miastom, gdzie wprowadzano lockdowny dzielnic albo i całych miast z powodu kilku wykrytych przypadków. Omikron, a dokładniej jego wariant BA.2 zmienił to wszystko – ostatnie tygodnie to nierówna walka w Szanghaju, gdzie liczba wykrytych przypadków przekracza 2500 przypadków dziennie (głównie są to przypadki asymptomatyczne, które Chiny liczą odrębnie). Jak na to miasto, czy nawet na warunki chińskiej, to liczba potężna (tak, jak wiem, że w Polsce COVID jest już opanowany i znosimy wszystkie restrykcje…).

Złamał się też Szanghaj, jeśli chodzi o restrykcje. Oto od dzisiaj został podzielony na dwie części (swoją drogą i tak jest przedzielony rzeką Huangpu) – i tak wschodnia część miasta (głównie Pudong, choć nie tylko) od dzisiaj aż do najbliższego piątku zostaje objęta lockdownem, zaś wszyscy (podkreśla się to bardzo mocno – wszyscy) mieszkańcy mają przejść obowiązkowe testy. Wszyscy, bo jak się podejrzewa część ludzi omijała poprzednie rundy testów. Po Pudongu przyjdzie czas na zachodnią część miasta – ta też będzie zamknięta przez 4 kolejne dni, podczas których i tam mają zostać przetestowani wszyscy mieszkańcy.

Wczorajszy wieczór to było swoiste deja-vu. Ludzie zostali zaskoczeni restrykcjami, ogłoszonymi raptem kilka godzin przed ich wejściem w życie. Kto mógł, rzucił się na zakupy. Kto mógł-dowoził jedzenie swoim rodzinom/znajomym. Dostawy do mieszkań nagle stały się czymś nieosiągalnym, chociaż moim zdaniem ta panika jest zupełnie niepotrzebna – wszak to nie całe Chiny wprowadzają lockdown, a raptem tylko Szanghaj – więc dostawy żywności do miasta nie powinny ucierpieć. No ale ludzie z natury są panikarzami, więc było co było.

Jeden z efektów lockdownu – pusta droga…

 

Nie brakowało i akcentów humorystycznych, bo czasami na to, co dzieje się dookoła nie ma lepszego sposobu niż (mimo wszystko) uśmiech. Moim ulubionym dowcipem jest ten, jak to przedostać się z Puxi (zachodniej części miasta) na Pudong (wschodnia część). Internauci chińscy nie zawiedli. Otóż niezawodnym sposobem (abstrahując od czasu i wymogów związanych z kwarantanną 😉 ) jest … lot z lotniska Hongqiao (które znajduje się w zachodniej części miasta) do …. Guangzhou (Kanton) na południu, a potem lot powrotny z Guangzhou na lotnisko Pudong 😊 Pojawiły się nawet przykładowe ceny lotów i cena poniżej 400 rmb jest być może nawet niższa (a na pewno niewiele wyższa), niż przejazd taksówką z jednego krańca miasta na drugi 😊

 

 

To tak mniej więcej, gdyby – zachowując skalę – chcąc przedostać się w Warszawie z Mokotowa na Pragę lecieć z lotniska Okęcie do Rzeszowa, a stamtąd na lotnisko Modlin 😊 No cóż, w tym wszystkim trzeba jakoś sobie radzić, a śmiech może w tym tylko pomóc.

Napisal

Od 2005 w Chinach, gdzie mieszkam, pracuję, obserwuję i piszę :-)

Wpis z kategorii: Chiny, Szanghaj · Tagi: , , , , ,

5 komentarze(y) do wpisu: "Szanghaj – czas na (miejscowy) lockdown"

  1. anna says:

    Oby to był chociaż początek końca!

  2. Wojtek says:

    Anna – pożyjemy, zobaczymy. Spokoju nie daje duża liczba przypadków asymptomatycznych, bo tu nie da się inaczej (jeśli chcemy izolować), jak testować wszystkich i non-stop – na dłuższą metę tak się nie da. Nie widzę też oficjalnych danych dotyczących tego, w przypadku ilu osób konieczna jest hospitalizacja, więc może równie dobrze być i tak, że u sporej liczby się wykrywa omikrona, ale są to łagodne (lub wręcz nieazuważalne) objawy.

  3. stas says:

    No cóż może dobrze, że tak surowo do końca wygaszają niebezpieczeństwo?
    A u nas zniesienie obowiązku noszenia maseczki – teraz w sezonie wiosennym- chyba nie do końca jest rozsądne.
    A jak mówią – z tym wirusem-jego odmianami , będziemy żyć dalej; to czy co roku da się tak działać?

  4. Wojtek says:

    Stas – szukaja rozwiazania, co i jak dalej, bo tak zamykajac wszystko i wszystkich to na dluzsza mete sie nie da. Ludzie sa zmeczeni ta niepewnoscia. Ta obecna metoda sprawdzala sie przy wczesniejszych wariantach, ale niekoniecznie moze sie sprawdzac obecnie, gdy masa to przypadki asymptomatyczne. Tych, jesli zarazony nie ma zadnych objawow, mozna nie wykryc w pore – a taka osoba zdazy zarazic dziesiatki jesli nie setki – i dopiero ktos z symptomami moze zostac namierzony (wtedy zaczyna sie sprawdzanie wstecz wszystkich kontaktow). Rozwiazaniem wydaje sie byc jedynie testowanie, ale przeciez prewencyjnie nie mozna testowac wszystkich i caly czas. Nie wiem co wymysla. Tym niemniej obawiam sie, ze to co widac w Szanghaju, moze sie zaraz pojawic w innych miejscach, bo wszak dlaczego nagle przypadki asymptomatyczne w takiej liczbie mialbyby sie pojawic tylko w Szanghaju?

    Co do jakiegokolwiek rezimu sanitarnego w Polsce – nie wiem, co powiedziec. Rzad kompletnie zawalil, na calej linii, w zadnym chyba momencie nie majac pojecia co i jak robic i odbijajac sie od jednej sciany (maseczki w lesie???) do drugiej (zniesienie wszystkich obostrzen i tylko zalecenie ministra zdrowia, ze w miejscach gdzie mamy kontakt z innymi moze jednak nalezaloby miec te maseczki – wiadomo, jak masa ludzi podejdzie do takich ‘zalecen’).

    Najgorsze, ze w tym wszystkim nie wiemy, jaki wplyw ten wirus bedzie mial na pozniejsze zycie – nawet dla ozdrowiencow, ktorzy przeszli bezproblemowo. O tym dowiemy sie pewnie po latach. Moral z tego taki, ze mimo wszystko nalezy na siebie uwazac. Wszystkiego nie da sie uniknac i nie mozna popadac w paranoje, ale tez z drugiej strony nie ma co lekcewazyc.

  5. stas says:

    To prawda- wszyscy są już zmęczeni; konsekwencje będą zdrowotne- a najgorzej , że psychiczne chyba najbardziej będą trudne w przezwyciężeniu.
    No polskie realia- perspektywa jest nieciekawa- napływ ludzi z obszaru , na którym nie było szerokiej akcji szczepień i na dodatek także i na te schorzenia, które u nas się szczepi dzieci. Wszystko to przy osłabieniu naszej odporności po tych dwóch latach wirusowych rokuje nieciekawie.
    No i trudno tu być dobrej myśli- ludzie oczywiście manifestacyjnie odrzucają maseczki i jakieś zasady bezpieczeństwa dystansu społecznego.
    Aż smutne- nasuwa się analogia – jak w powieści Camusa, którą wszyscy z obowiązku szkolnego znają- “bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika”.
    Miejmy nadzieję, że jednak przynajmniej na razie będzie można odetchnąć.