Wpisy Komentarze

Zapiski z Chin » Azja, Chiny » Chiny, USA i Tajwan

Chiny, USA i Tajwan

Dzisiaj o temacie poważnym, ale sprowadzanym ostatnio – szczególnie w polskich mediach – do poziomu podwórkowej nawalanki. Czyli Tajwanie. Wpis ten dedykuję tym wszystkim specjalistom, którzy po ‘doktoracie’ z medycyny (COVID) i geopolityki (Rosja-Ukraina) zdobywają właśnie ‘doktoraty’ z ekonomii i stosunków międzynarodowych.

Tym wszystkim, którzy uważają, że Tajwan ma szansę przeciwstawić się Chinom, bo wyspa, bo wsparcie USA, bo wsparcie (być może) Japonii przypominam jedynie, że na sprawy należy patrzeć takimi, jakie one są, a nie takimi, jakie nam się wydają. Myślenie życzeniowe nikogo jeszcze daleko nie zaprowadziła.

Więc dzisiaj wiadro zimnej wody na ich głowy, żeby ochłonęli i pomyśleli.

Czy Chinom zależy na konflikcie realnym, starciu armii obu państw, walących do siebie nawzajem z czego tam tylko maja, czy dostaną od sojuszników?

Oczywiście, że nie. Chiny, wbrew temu, co niektórzy mówią, potrafią liczyć i wiedzą, że nawet, jeśliby mogli wygrać (a to jest za zasadzie – na dwoje babka wróżyła), to okupione zostałoby to olbrzymimi stratami. Nie tylko po stronie Chin, ale i Tajwanu (na którym Chinom zależy o tyle, że to jest konkretna gospodarka z konkretnymi specjalizacjami – popatrzmy chociażby na światową pozycję w produkcji półprzewodników). Do tego doszłoby do zmiany neutralnego nastawienia do Chin i Chińczyków na Zachodzie (zauważcie, że nie piszę – na arenie międzynarodowej, bo Chiny mają i miałyby pewne poparcie poza Europą/USA) – a tego Chińczycy chcą uniknąć, bo wciąż im zależy na dobrych relacjach z Zachodem.

Jakie błędy popełniły Chiny podgrzewając temat Tajwanu (fakt, że sprowokowane różnymi działaniami USA, ale to nie jest usprawiedliwienie)?

1/ Pobudzenie (i podtrzymywanie) nastrojów anty-amerykańskich w kraju

2/ fatalna polityka piarowa na Tajwanie – w efekcie której więcej mieszkańców Tajwanu utożsamia się z byciem Tajwańczykiem, a znacznie mniej – Chińczykiem, czy Chińczykiem/Tajwańczykiem.

Chiny swoimi działaniami i komentarzami w sferze publicznej nie zbudowały sobie poparcia wśród ludności Tajwanu. Jasne, Tajwan jest dla Chin ważny i wszyscy to wiedzą, ale powtarzanie cały czas, że Tajwan należy do Chin, popularności Chinom na Tajwanie nie przysparza. Grają tym zresztą znakomicie Amerykanie, którym jest na rękę wywoływanie ze strony Chin tych komentarzy – im ich więcej, tym większa szansa, że Chiny powiedzą za dużo.

Efekt – właśnie taki, gdzie większość mieszkańców Tajwanu z Chinami kontynentalnymi nie utożsamia się.

Co Chiny zatem powinny robić?

Uzależniać Tajwan gospodarczo od siebie. Podkreślać, co Chiny i Tajwan łączy, a nie co ich dzieli. A do tego zwracać się do tych, którym rozwój Chin może się podobać i którzy w tym rozwoju upatrywaliby szansy na poprawę swojego losu – wszak Chiny mają taką opowieść, bo osiągnęły sukces gospodarczy – czym mogą grać zresztą nie tylko na Tajwanie (bo ten sam jest bogaty, więc niekoniecznie to do Tajwańczyków dotrze – na zasadzie: „No ok, pieniądze to my już mamy, co macie jeszcze do zaoferowania?”), ale i w sporej części świata (np. w Afryce). Tak na marginesie to coś, czego brakuje Rosji – bo tu nie ma żadnej opowieści o sukcesie. Chiny na przestrzeni ostatnich 40 lat wyciągnęły setki milionów ludzi z biedy. To jest sukces niezaprzeczalny i sukces, który może skusić innych. Rosja takiego sukcesu nie odniosła i w związku z tym nie ma nic do zaoferowania tym, których próbuje przeciągnąć na swoją stronę.

Wróćmy jednak do Chin, które moim zdaniem piarowo rozgrywają sprawę Tajwanu słabo. Z drugiej strony mają za przeciwników speców od piaru, którzy – być może to jedynie moje wrażenie – próbują sprowokować Chiny do zdecydowanej reakcji. W tym przypadku – do rozpoczęcia konfliktu militarnego. Rozpoczęcie przez Chiny próby zdobycia Tajwanu na drodze działań militarnych byłoby alibi dla USA do zaangażowania się w takim stopniu, w jakim uważaliby to za stosowne (tzn. służące ich własnym interesom) i dodatkowo do skoncentrowania wokół siebie tych, którzy agresji Chin jednoznacznie by się przeciwstawili.

Moim znajomym, z którymi rozmawiałem przez ostatnich 17 lat, czyli odkąd mieszkam w Chinach i siłą rzeczy żyje tematami, którymi żyją Chińczycy, zawsze mówiłem, że Chiny nie posuną się (mimo, że teoretycznie dopuszczają taką możliwość) do konfliktu militarnego. Że ten powrót Tajwanu do Chin odbędzie się poprzez uzależnienie gospodarcze. Że Chińczycy z Tajwanu zostaną uzależnieni od Chin na własne życzenie – bo to społeczeństwo chce się bogacić, a Chiny im taką możliwość dały i wciąż dają, z której Tajwan, nieprzymuszany przez Chiny, korzystał i korzysta. Dodatkowo to byłoby małżeństwo z rozsądku, a nie jakiś mezalians, bo Chiny nie są już przysłowiowym ubogim krewnym, ale drugą gospodarką świata.

Sytuacja zmieniła się, gdy USA zaczęły kombinować wokół światowego porządku. A zaczęły kombinować, bo zauważyły, że Chiny w roku 2020 to już nie Chiny w 1980. Tych 40 lat sporo zmieniło. USA koniecznie chcą zapewnić sobie pozycję, do której się już zdążyły przyzwyczaić. Temu m.in. służy ich waluta, z której korzysta cały świat, temu służy ich obecność poza granicami własnego państwa – bo przecież trzeba pamiętać, że nie ma drugiego państwa na świecie, które posiada poza własnym krajem tyle baz wojskowych, ile posiadają ich Stany. USA mają ich – w zależności jak liczyć – 750! To wbrew pozorom nie są bazy służące obronie jakiś tam wartości, ale w pierwszej kolejności obronie własnych interesów. USA pokazywały wiele razy na przestrzeni swojej historii, że są w stanie zapomnieć o swoich wartościach, jeśli jest to w ich interesie. A bazy te służą obronie swoich interesów poprzez kontrolowanie szlaków handlowych (zainteresowanym polecam moje nagranie, gdzie mówiłem o amerykańskich bazach wojskowych, wąskich gardłach na oceanach i jak to USA kontrolują praktycznie światowy handel).

Przechodzimy teraz do wydarzeń ostatnich miesięcy, których apogeum – moim zdaniem – jest podpisanie przez prezydenta Bidena CHIPS Act, które oznacza ni mniej, ni więcej, tylko olbrzymią zmianę USA do swojego pozycjonowania się na świecie – USA widzą konieczność technologicznej rywalizacji z Chinami, a jej ważnym elementem jest umiejętność produkcji półprzewodników, które wykorzystywane są obecnie w zasadzie we wszelkich obszarach życia. Półprzewodników, których gro produkowanych jest obecnie na Tajwanie. Warto tu przypomnieć, że Chiny odpowiednie kroki poczyniły już w roku 2014, kiedy to ogłosiły swoją strategię Made in China 2025 – a której wagę dostrzegł dopiero Trump (o którym można wiele powiedzieć, ale nie można mu odebrać tego, że jako biznesmen wie jednak co w trawie piszczy i co działania jego konkurentów/przeciwników oznaczają).

Zastanówmy się zatem teraz, jak ten fakt wpłynie na ‘niezastępowalność’ Tajwanu. Moim zdaniem negatywnie. Dla Tajwanu. Wyspa straci bowiem na znaczeniu – jeśli zarówno Chiny, jak i USA skupią się na rozwoju umiejętności dostępnych na Tajwanie, to Tajwan stanie się zarówno dla jednych, jak i dla drugich mało istotny. Z ekonomicznego punktu widzenia. No ale jest i drugi punkt widzenia, istotny szczególnie dla Chin – czyli konieczność zjednoczenia wszystkich ziemi, które Pekin uznaje za chińskie. W związku z tym Pekin z Tajwanu nie zrezygnuje.

Jeśli zatem zmieniamy status quo Tajwanu, jeśli przestaje on – z gospodarczego punktu widzenia – być istotny zarówno dla USA, jak i dla Chin – to USA będą miały mniejszą motywację do ewentualnej eskalacji – bo w końcu w imię czego miałoby im zależeć, jeśli to, co mieliby kupować z Tajwanu, będą w stanie robić u siebie?

Popatrzmy na liczby. Te nie kłamią. Oczywiście, jak wszystko, także i je, i nimi da się manipulować, ale nic lepszego od liczb nie mamy – jeśli mamy mieć jakieś pole wyjściowe do dyskusji, to warto zacząć od liczb.

Na wstępie ważna uwaga: wszystkie prezentowane tutaj wykresy są mojego autorstwa z wykorzystaniem oficjalnych danych amerykańskich i tajwańskich. Nie wykorzystuję żadnych danych chińskich, żeby nikt nie zarzucił, że to dane ‘podrasowane’.

Zaczynajmy.

Poniżej pokazuję bilans handlowy między USA a Chinami oraz USA a Tajwanem w latach 1985-2021 (nie udało mi się znaleźć danych sprzed 1985 roku, ale nie zmienia to znacząco obrazu). Jak łatwo można zauważyć, jeszcze na początku lat 90-tych ubiegłego stulecia handel między USA a Chinami i Tajwanem był na porównywalnym poziomie. Później jednak nastąpiło gwałtowne przyspieszenie w relacjach handlowych USA – Chiny i obecnie handel między dwoma mocarstwami zostawia wszystkich (w tym wypadku handel z Tajwanem) w tyle. Ta ‘góra lodowa’ (na niebiesko import z Chin, na pomarańczowo-eksport do Chin) przykrywa handel z Tajwanem. Jednocześnie, z czym chciał walczyć Trump, obszar zaznaczony na szaro wskazuje na deficyt amerykański w handlu z Chinami. Żeby nie było, deficyt handlu USA mają także z Tajwanem (to te małe zielone ‘zęby’). Widać jednak wyraźnie, jak ważnym partnerem dla USA są Chiny. Ale to też pokazuje w jakim stopniu jedni i drudzy są od siebie uzależnieni (tak, zarówno USA potrzebują Chin, jak Chiny potrzebują USA).

Popatrzmy teraz na drugi wykres (dane tajwańskie, od roku 2003) – pokazuję tutaj eksport, import i bilans handlowy między Tajwanem a USA i Chinami. Wyraźnie widać, że Chiny są dla Tajwanu ZNACZNIE większym partnerem gospodarczym, niż USA. W zeszłym roku Tajwan importował z Chin towary za ok 82mld USD, podczas gdy eksportował do Chin towary za mld niemal 126 (jak widać, Tajwan ma w handlu z Chinami dodatni bilans handlowy). W tym samym roku (2021) Tajwan z USA ściągnął produkty o wartości 39mlnd USD, zaś eksportował do USA towary za 65mld USD.

Ktoś powie: No, ok, Tajwan robi z Chinami interesy, co z tego? Jutro może robić interesy z kimś innym! Gdyby to wszystko było takie proste, to świat byłby płaski i oparty na plecach czterech słoni, stojących na skorupie olbrzymiego żółwia (to akurat Świat Dysku Terrego Pratchetta – polecam swoją drogą).

Ale jak wiemy (wiemy, prawda?) świat płaski nie jest (jeśli uważasz inaczej, to mam nieodparte wrażenie, że i tak zabrnąłeś w moim tekście dalej, niż powinieneś).

Tak więc Tajwan nie może (podobnie zresztą jak reszta świata) tak łatwo uniezależnić się od Chin. Przez dekady powtarzano nam, że globalizacja jest nieunikniona i jest przyszłością. Wszystko było temu podporządkowane, a co za tym idzie, trudno teraz – jeśli rzeczywiście tego chcemy – to wszystko odwrócić. W przypadku Tajwanu jest to szczególnie trudne, bo kraj ten jest uzależniony od Chin w znaczącym stopniu.

Ale o tym – na kolejnym wykresie.

Jak na nim widać – zwróćcie uwagę na te linie: na czerwono zaznaczony jest udział eksportu do Chin w całości eksportu Tajwanu. W roku 2021 to było 28%. Jeszcze raz, jeśli ktoś tego jeszcze nie widzi – niemal 1/3 całości eksportu Tajwanu to Chiny. Już? Widać? Jak to wygląda z importem? Podobnie, tzn widać olbrzymie uzależnienie od Chin: niemal 22% tajwańskiego importu pochodzi z Chin.

Jakie zatem dobre rady Pani Nancy, ale i inni specjaliści mają dla Tajwanu? Czy w interesie Tajwanu jest ‘odłączenie się’ gospodarcze od Chin? Od lat powtarzałem i powtarzam, że Chiny nie muszą Tajwanu zajmować siłowo – że mogą zrobić to uzależniając wyspę od siebie gospodarczo. To wystarczy. Tajwańczycy przyzwyczaili się do swojego poziomu życia i ciężko byłoby im teraz z tego poziomu zrezygnować – a do tego sprowadzałby się teraz ‘decoupling’ , czyli zerwanie, z Chinami.

I wróćmy jeszcze na chwilę do relacji gospodarczych USA – Tajwan. Jak wiemy, Joe Biden podpisał CHIPS Act, który to zmienia podejście Stanów do produkcji półprzewodników – Amerykanie chcą te umiejętności ściągnąć do siebie, do Ameryki. Pomijając olbrzymie koszty (o wiele większe, niż koszty tego, co zbudował Tajwan), jest to zadanie na długie lata. Tym niemniej jest to też jasny sygnał dla Tajwanu: “Potrzebujemy półprzewodników, Wy jesteście w ‘zawieszeniu’, w związku z tym nie chcemy ryzykować, sorry, ale budujemy umiejętności u siebie, żeby się od Was uniezależnić. Jak chcecie, to możecie inwestować u nas, no ale oczywiście wszystkich Was nie weźmiemy – więc w sumie to postawcie te zakłady u nas i zatrudnijcie naszych obywateli“.

Na zdziwione spojrzenia Tajwańczyków, że co niby z resztą ludzi mieszkających na Tajwanie, dostać mogą jedynie 82 letnią Nancy.

Nie wiem, jak Wy to widzicie, ale dla mnie słaby ten ‘deal’…

Napisal

Od 2005 w Chinach, gdzie mieszkam, pracuję, obserwuję i piszę :-)

Wpis z kategorii: Azja, Chiny · Tagi: , , , , , , , , , , , , , ,

3 komentarze(y) do wpisu: "Chiny, USA i Tajwan"

  1. stas says:

    🙂 no cóż kalkulacje polityczne wielkich graczy są zawsze podporządkowane własnym interesom; to tylko nam każe się ciągle w coś wierzyć w stylu wielkich przyjaźni i obrońców naszych interesów:( No i dlaczego w to brniemy – chyba jasno się nie da tego stwierdzić.
    Faktycznie ilość “ekspertów” już dawno przerosła jakość tych pseudo opinii – na kilometr pachnących brakiem rzetelności i obiektywizmu; niestety także w wielu tematach dotykających nas bezpośrednio.
    Wierzyć tylko wypada w rozsądek polityczny strony chińskiej – na pewno będzie bronić swoich interesów i, miejmy nadzieję, nie da się sprowokować.

  2. Wojtek says:

    Stas – kalkulacje polityczne to domena nie tylko wielkich graczy – mali też mają własne kalkulacje. W przypadku polityków – w pierwszej kolejności powinny dotyczyć ich własnego kraju i ich krajan. Dziwne jedynie, że takie rzeczy należały przypominać dzisiaj wielu polskim politykom – zarówno z jednej jak i z drugiej strony sceny politycznej.
    Chińczycy sobą się zajmą i to mnie mniej interesuje (ale oczywiście warto na nich patrzeć i uczyć się pewnych rzeczy – zresztą dokładnie tak samo jak oni to robią: patrzą, co działa i jeśli działa to wprowadzają u siebie). Ja chciałbym, żeby nasi politycy zajmowali się Polską.

    Zaś co do ‘ekspertów’ to po tym, jak obserwuje od jakiegoś czasu np twitter’a, to mam nieodparte wrażenie, że bycie ekspertem obecnie sprowadza się do tego, czy ktoś krzyczy odpowiednio głośno/głupio/szokująco. I coraz częściej wystarczy opowiadać banały i mieć grono ‘like’ujących, żeby robić za ‘eksperta’. Jak to się mówi? Między ślepymi jednooki królem – to moim zdaniem coraz lepiej podsumowuje nasz kraj.

  3. stas says:

    Niestety , niestety – tak jest- tyle, że u nas nawet “jednooki” ma problemy z ogarnięciem rzeczywistości- i chyba także z szacunkiem dla ludzi; ktoś w swoim samozachwycie zapomina, że ludzie myślą i wyciągają/ wyciągną wnioski.
    Tak dla przypomnienia przestroga kard.S.Wyszyńskiego z czasów, kiedy mówiło się o naszej sytuacji z nadzieją, że coś się zmieni:
    Trzeba wielkiej odwagi w głoszeniu prawdy (…). Nie można i nie wolno żonglować słowem. Nie wolno liczyć, że z pomocą słowa uda się wprowadzić w błąd drugiego człowieka. Bo człowiek jest dociekliwy. Może się to udać raz lub drugi, ale jeżeli kłamstwo w słowie stanie się nałogiem, wówczas traci zaufanie autor kłamliwych słów i stracą wartość wypowiadane słowa, ludzie natomiast zaczną czytać między wierszami i stworzą własne, drastyczne określenia dla producentów kłamliwych słów.