Wpisy Komentarze

Zapiski z Chin » Chiny, Szanghaj » (Ziew) zero COVID w praktyce…

(Ziew) zero COVID w praktyce…

Nigdy nie byłem w państwie muzułmańskim, gdzie ze snu do porannych modłów skoro świt budzi głos muezzina ze szczytu pobliskiego minaretu. Namiastkę tego, jak to może wyglądać zapewniają mi … Chiny. Co prawda to nie muezzin a strażnik, co prawda nie wzywa do modłów, ale do porannych testów, ale reszta się zgadza – zaczyna się wcześnie rano.

Jest 6 rano. Na zewnątrz wciąż lekki półmrok – słońce jeszcze nie wzeszło a do tego mgła czy też może smog spowija osiedle. Na dole – wyglądam przez okno – pojawiają się pojedyncze osoby. ‘Ranne ptaszki psia ich mać’ – rzucam pod nosem. Strażnik uzbrojony w charczący megafon zawodzi co chwilę: “Schodzić na testy, na testy schodzić szybko!”.

Przeróbka obrazu francuskiego malarza Jean-Leon Gerome “Wezwanie do modłów”, oryginał można zobaczyć TUTAJ

Choć testy mają trwać do 8 to strażnik już od szóstej wrzeszczy, jakby od tego zależała jego wypłata. Szybka poranna toaleta i zjeżdzam windą na dół. Nie jestem sam – winda zatrzymuje się niemal na każdym piętrze, co po piątym ‘przystanku’ jest już irytujące, bo i tak nikt więcej do windy się nie wciśnie. Podziwiam piżamy – w tych lubuje się szczególnie płeć piękna. Grube frotowe szlafroki, fantazyjne pantofle, gdzie się da na głowy nasunięte kaptury, bo wszak na makijaż czasu jeszcze nie było. Całe to towarzystwo na pierwszym piętrze w milczeniu wychodzi z widny i sunie na miejsce testu.

Tyle dobrze, że testowanie idzie sprawnie – oczywiście tylko do momentu, gdy podchodzę ja. Ubrany od stóp do głowy we klasyczne wdzianko firmy Hazmat&Suit pracownik punktu testów nie podnosząc głowy skanuje mój kod i dopiero po kilku sekundach orientuje się, że coś mu się nie zgadza.

Musisz zmienić na paszport” – mówię znudzonym głosem, bo to samo mówię od miesięcy.

Dopiero wtedy z zainteresowaniem podnosi głowę.

O, obcokrajowiec” – stwierdza z lekkim zdziwieniem.

Nie, Chińczyk, ale z paszportem” – rzucam z przekąsem.

Uśmiecha się na to, o dziwo wygląda na to, że złapał mój żart. Czasami zdarzało mi się, że żartu nie łapali i kazali mi podawać numer ID, skoro Chińczyk. I wtedy musiałem zdejmować maseczkę, żeby nie było wątpliwości że jednak jestem obcokrajowcem.

Tu musisz jeszcze zmienić” – pokazuję palcem, bo widzę, że ustawia to pierwszy raz a takie klikanie palcami w gumowych rękawicach do najprostszych czynności nie należy.

I jeszcze tutaj – wiek musisz wpisać. Wpisz 42” – mówię/

Ale to ile masz lat?” – pyta a ja nie wiem, czy obstawia, że mam więcej, czy że mniej (kogo oszukuję – w Chinach my wyglądamy zawsze na więcej niż mamy. A już zwłaszcza o 6 rano).

No właśnie 42” – uśmiecham się – “Nie widać tego?”

Ok, 42” – odwzajemnia uśmiech. System przyjmuje moje dane i wprawia mnie w lepszy humor, jak zwykle, odczytując na głos moje imiona i nazwisko. Ten lepszy humor to nie dlatego, że wyczytuje na głos moje imię, czy nazwisko (spokojnie, takim narcyzem nie jestem), ale dlatego, że Jan w chińskim sofcie nie występuje i jest odczytywany jako January (styczeń). Jestem więc Wojciech January Szymczyk. W sumie nieźle to brzmi 🙂

A teraz już tylko test (gardło) i w nagrodę dostaję laurkę. No ok, z tą laurką to przesadzam, ale papier który dostaję jest wyjątkowo istotny, bo bez niego nie mogę opuścić osiedla.

Tak, dobrze rozumiecie. Te kolejne ‘luzowania’ zasad powodują, że ciekawych rzeczy nie jest mniej, a więcej. Nie zrobiłeś testu? Nie masz papierka? Przepraszamy, nie możesz opuścić osiedla. Już się obawiam kolejnych ‘luzowań’…

Na razie (informacja z dzisiaj) dowiedziałem się, że wracając do Szanghaju nie będę mógł pójść do sklepu, czy resturacji przez pierwszych 5 dni. A jako, że w Szanghaju głównie jestem na weekendy, to wygląda na to, że obiad w resturacji w Szanghaju w sobotni wieczór odpada. Zakupy zaś tylko online (co w sumie nie jest problemem, zważywszy na fakt, że i tak już większość zakupów dokonuję online).

— —

Ciekawą rzeczą jest fakt, że w Chinach, gdzie wciąż mamy te wszystkie restrykcje i tyle zamieszania wokół COVIDa, do tej pory zainfekowanych było raptem 0.7% populacji Chin!

Innymi słowy – 99.3% populacji COVIDa nie przeszła (nie została wykryta). Czy to dobrze, czy źle – to zależy kogo o to zapytać. Tym niemniej jest coś fascynującego w tym fakcie. Jeśli celem było przechorowanie i wytworzenie przeciwciał, to w Chinach to nie ma miejsca. Ilość zgonów – minimalna. Koszty wszystkich restrykcji i testów – kolosalne. Ile to wszystko jeszcze potrwa? Trudno powiedzieć, choć ludzie powoli tracą cierpliwość, stąd też te próby zmieniania zasad i luzowania. Choć jak widzicie z tym luzowaniem jest różnie – każdy trochę inaczej luzowanie interpetuje.

No nic – walczymy dalej.


Napisal

Od 2005 w Chinach, gdzie mieszkam, pracuję, obserwuję i piszę :-)

Wpis z kategorii: Chiny, Szanghaj · Tagi: , , , , , , , , , , ,

6 komentarze(y) do wpisu: "(Ziew) zero COVID w praktyce…"

  1. stas says:

    No w Polsce dostajemy przekazy alarmujące, że w Chinach lawinowo rośnie liczba chorych:
    na przykład taka informacja:
    Służby medyczne Chin kontynentalnych zgłosiły pierwsze oficjalnie potwierdzone zgony na Covid-19 od maja: w weekend w Pekinie zmarły trzy zakażone osoby w wieku 87-91 lat. W walce z wirusem władze kilku dzielnic chińskiej stolicy wstrzymały w poniedziałek naukę w szkołach
    https://wgospodarce.pl/informacje/119805-chiny-ponowne-zgony-na-covid-19-zaostrzone-restrykcje

    No i zastanawiające jest, bo podają wiek zmarłych, którzy wg polskiego ZUS-u byliby wyjątkami jako że prognozowana długość życia jest krótsza i dla kobiet, i mężczyzn.
    No i co tu komentować – widać jednak ta izolacja w Chinach ma sens.
    Wiadomo, że psychicznie to jest już nie do wytrzymania- ale…
    Wytrzymacie :):)
    To dużo zdrowia:)

  2. Wojtek says:

    Stas – Pekin to się zmaga z wzrostami od jakiegoś czasu – niektórzy z mojego biura w stolicy od kilku tygodni pracują z domów.

    Niestety, ale reguły zamiast się robić bardziej przejrzyste, to są coraz bardziej zagmatwane. I tak na papierze niby następuje luzowanie a w rzeczywistości – tylko większe zamieszanie. Tak jak np z tym pomysłem w Szanghaju – dzisiaj wróciłem na weekend do domu i niby mam zielony kod, ale z czerwoną adnotacją, że nie jestem jeszcze w mieście od minimum 5 dni. To oznacza, że np do restuaracji nie pójdę. Na zakupy nie pójdę. Nie wiem jeszcze, czy mnie do parku wpuszczą – to jutro przetestuję, bo pogoda dobra, więc na rowery z dziewczynami myślimy się wybrać 😉

  3. Wojtek says:

    Stas – przetestowałem, więc aktualizacja: do restauracji nie mogę wejść. Do centrum handlowego też nie (więc dziewczyny poszły na lunch a ja na rower 😉 ). Do parku miejskiego wpuścili mnie (ale za to nie mogłem puszczać z dziewczynami latawca – co być może nie ma nic wspólnego z ograniczeniami ostatnimi, ale nie jest wykluczone 😉 Nie no, ok, to żart – latawców podobno nie można puszczać od dłuższego czasu. Na moje pytanie, kiedy to zostało zmienione, bo jeszcze wczoraj widziałem ludzi puszczających latawce, dowiedziałem się, że to pewnie dlatego, że nie tamci ludzie nie zostali poinformowani, albo akurat nie było żadnego strażnika w pobliżu. Na szczęście otrzymłem zapewnienie, na moje wyraźne pytanie czy można chodzić, że chodzić i owszem można i należy, bo to dobre dla zdrowia 🙂 Tak to się po Monty Pythonowsku prowadzi konswersacje – doceniam poczucie humory strażnika 🙂

  4. stas says:

    No i dobrze, że choć poczucie humoru nie jest zakazane 🙂
    Ale pojawiła się informacja, że ludzie jednak tego nie wytrzymują :
    W Chinach wybuchły masowe protesty! Mieszkańcy mają dość surowych restrykcji covidowych i chcą odsunięcia od władzy Xi Jinpinga
    Protesty przeciwko chińskiej polityce „zero covid”, surowym restrykcjom i lockdownom wybuchły w sobotę w Pekinie, Szanghaju, Xianie, Nankinie i innych miastach Chin – wynika z relacji i nagrań zamieszczanych w mediach społecznościowych.
    https://wpolityce.pl/swiat/623816-w-chinach-wybuchly-masowe-protesty

    To miejmy nadzieję, że jednak nie skończy się to źle.

  5. Wojtek says:

    Stas – ostatnim wydarzeniom poświęciłem nowy wpis. Jak czytam niektóre doniesienia mediów typu BBC, to niestety znowu jest to samo – jak trzymają się tylko relacjonowania co widzą, to ok, ale jak zaczynają cokolwiek analizować to niestety widać, że to są ludzie bez większej wiedzy o kraju do którego przyjechali – ot, zostali wysłani do Chin ale żeby zadali sobie trud poznać kraj o którym mają pisać , to już nie – na to czasu nie mają.

  6. stas says:

    No to jest jeszcze sprawa- znajomość języka, która by pozwoliła rozmawiać z przeciętnymi ludźmi- na a Anglicy są ograniczeni do swojego języka najczęściej i uważają, że inni jak nie mówią po angielsku to nie warto się przejmować- no i wiedza o nastrojach zawsze ogranicza się bardzo wybiórczo do poglądów niewielu osób:)