Wpisy Komentarze

Zapiski z Chin » Azja, Chiny » Pożar w Urumqi, czyli ludzie mają dość niejasnych restrykcji

Pożar w Urumqi, czyli ludzie mają dość niejasnych restrykcji

Czy oczekiwania tych, którzy uważają, że jakieś niewielkie demonstracje w Chinach przeciwko polityce zero-COVID mogą cokolwiek zmienić są zasadne, czy są raczej wyrazem naiwności? Skłaniam się bardziej ku drugiemu. Dlaczego? O tym poniżej.


Demonstracje przeciw restrykcjom COVIDowym – od czego się zaczęło?

W czwartek 24.11 w prowincji Xinjiang, w mieście Urumqi (chińskie: Wulumuqi) miało miejsce tragiczne wydarzenie – krótko przed godziną 20, w wyniku awarii instalacji elektrycznej w jednym z budynków mieszkalnych wybuchł pożar, w wyniku którego 10 osób zmarło, zaś 9 zostało rannych.

Źródło: CAIXIN

Cześć internautów twierdziła, że osoby, które zginęły nie mogły opuścić budynku z uwagi na restrykcje covidowe (jeśli pamiętacie, wspominałem, że w niektórych miejscach nadgorliwe władze osiedli blokowały wejście do budynków – zwracałem uwagę wtedy, że jest to wyjątkowo niebezpieczne. Czy rzeczywiście były tam jakieś blokady? Tego niestety nie wiemy – nie ma tutaj żadnych rzetelnych dowodów). Władze miasta twierdzą, że żadnych blokad nie było – ale znowu – nie ma żadnego materiału dowodowego, więc trudno przesądzić. Część osób zwraca uwagę, że jednym z problemów mogły być zaparkowane na poboczu samochody, które opóźniły dotarcie wozów strażackich do płonącego budynku. To akurat może być prawda, biorąc pod uwagę problemy z miejscami parkingowymi na wielu chińskich osiedlach.

Przejdźmy teraz do weekendowej demonstracji w Szanghaju, która miała miejsce na ulicy Wulumuqi (czyli nazywającej się tak samo jak miasto, gdzie miał miejsce pożar) – na ulicy gromadzili się ludzie chcący zapalić świeczki i przy tej okazji wyrazić swoje niezadowolenie z powodu restrykcji COVID-owych, które wszystkim dają się we znaki.

Niby bowiem 11 listopada Chiny poluzowały restrykcje (pisałem TUTAJ), ale w praktyce nie wygląda to tak różowo, bo interpretacja zaleceń jest w gestii władz lokalnych. Te zaś mają trudne zadanie – z jednej strony nie chcą upadających biznesów (bo to oznacza mniejsze wpływy podatkowe, wzrost bezrobocia – szczególnie wśród młodych, niezadowolenie społeczne), z drugiej zaś wiedzą, że jeśli dojdzie u nich do wybuchu epidemii, to w najlepszym razie pożegnają się ze stanowiskami (w najgorszym będą w ogóle ‘spaleni’ w służbie cywilnej).

Wiemy również, że w trakcie demonstracji część osób wznosiła okrzyki wzywające do ustąpienia prezydenta Chin.

Tyle wiemy.

Teraz mój, jak najbardziej subiektywny, komentarz.

Sposób relacjonowania tych wydarzeń (nie tylko w Szanghaju, ale kilka innych miastach) na Zachodzie budzi moje zdziwienie. Po raz kolejny to napiszę – przykładanie naszych zachodnich norm do Chin to jest nieporozumienie. Sporo piszących o Chinach nie ma pojęcia o nich większego pojęcia, więc pokazują nam je przez nasze zachodnie kalki. Nie mieszajmy do tego demokracji – te protesty są przeciw restrykcjom COVIDowym, a nie za jakąś demokracją, jak niektórzy dziennikarze próbują je przedstawiać.

Podniecających się tym, że w Szanghaju niechby i 1000 osób demonstrowało (nie znalazłem dokładnych informacji – część źródeł podawała, że to było 500, część, że 1000, część, że kilka tysięcy osób -co wydaje mi się przesadzoną liczbą), to jest jakieś oderwanie od realiów. To miasto liczy 25-28 milionów ludzi. To tak, jakby w Warszawie na manifestacje przyszły … 72osoby! Wtedy byśmy to wyśmiali, bo co to jest 72 osoby, a tu mamy pełne podniecenia głosy. Owszem – ludzie są zmęczeni przedłużającymi się restrykcjami COVIDowymi, ale mimo wszystko to nie jest jakaś wielka skala protestów.

Informacje powtarzane w naszych zachodnich mediach, że demonstracje w Chinach to coś nowego, po prostu mnie osłabiają. Ludzie protestowali i protestują w Chinach w wielu sprawach, no ale nie pisze się np. o demonstracjach ludzi walczących z deweloperami (nie mowie o wydarzeniach ostatnich dwóch lat, ale o wydarzeniach na przestrzeni ostatnich 15 lat-nawet na moim osiedlu lata temu mieszkańcy demonstrowali przez budynkiem władz miejskich Szanghaju, gdy poczuli się oszukani przez dewelopera).

To niestety efekt także słabości dziennikarstwa jako takiego – Ci wysyłani tutaj przez zachodnie agencje prasowe albo nie mają pojęcia o Chinach, albo mają wyrobione zdanie jeszcze przed przyjazdem.

Na koniec o dziennikarzach. Odważny dziennikarzu – prośba do Ciebie. Robisz zdjęcia to bądź tak miły i zasłaniaj twarze ludzi. Ktoś może mieć problemy przez to, że Ty chcesz mieć kolejny tysiąc polubień na twiterze. Ty odważny dziennikarzu w najlepszym razie wyjedziesz i będziesz pisał z innych krajów, ale nie każdy jest aż tak uprzywilejowany jak Ty.

Tak na marginesie, to o takich odważnych mówiłem lata temu przy okazji różnych pożytecznych idiotach, którzy jechali np. do Tybetu i robili jakieś od czapy demonstracje. Wracali potem do swoich krajów przedstawiając się niemal jak męczennicy, podczas gdy ludzie, którzy znaleźli się na zdjęciu w kadrze z nimi musieli składać wyjaśnienia.

Jakie scenariusze? Co dalej?

Podejrzewam, że w pierwszej kolejności władze chińskie zaprowadzą porządek – zakaz zgromadzeń, zakaz demonstracji. W drugiej kolejności zaś pojawią się jakieś działania pokazujące, że władza słucha głosu ludu.

Jakie to mogą być działania? Być może kolejne luzowanie restrykcji, być może jakieś ułatwienia dla najbardziej poszkodowanych grup (np studentów, którzy często siedzą od dłuższego czasu na kwarantannach na terenach kampusów uczelnianych). Władze pewnie raz jeszcze spróbują z akcją szczepień seniorów (ich – w porównaniu do innych grup wiekowych – stosunkowo niski poziom wyszczepienia boosterami wskazywało się jako jeden z powodów dla utrzymywania obecnej polityki).

Niestety niewiele będą mogły zrobić z drugim z powodów, czyli stanem służby zdrowia – to nie jest coś, co da się szybko poprawić a ostatnie badania o jakich czytałem wskazywały, że w przypadku likwidacji obecnej polityki zera-COVID Chiny – na skutek przeciążenia służby zdrowia, miałby jakieś 1.5 miliona ofiar śmiertelnych.


Napisal

Od 2005 w Chinach, gdzie mieszkam, pracuję, obserwuję i piszę :-)

Wpis z kategorii: Azja, Chiny · Tagi: , , , , , , , , ,

5 komentarze(y) do wpisu: "Pożar w Urumqi, czyli ludzie mają dość niejasnych restrykcji"

  1. anna says:

    Jestem zaszokowana!

    Polityka chińskiego rządu “zero COVID” jest absurdalna. Obserwujemy powszechne niezadowolenie. Chińczycy mają dosyć tejmaskarady. Rząd uważa, że zamykając naród, uchroni co najmniej kilka milionów obywateli przed zgonem z powodu pandemii koronawirusa.

    Tłumy wyszły na ulice w Pekinie, Wuhanie, Chengdu, Nankinie, Xianie, Lanzhou i Dali.

    Przeczytałam na portalu, że:
    “W Sznaghaju, gdzie trwają gorące protesty przeciwko polityce rządu ws. lockdownu, pobito i zatrzymano dziennikarza BBC Eda Lawrence’a. Rząd Chin tłumaczy się ze skandalicznej sytuacji tym, że reporter nie przedstawił legitymacji prasowej. Brytyjska stacja twierdzi, że jej dziennikarz został brutalnie skopany i skuty kajdankami przez chińskich funkcjonariuszy.”

  2. Wojtek says:

    Anna – tych kilka milionów obywateli, których ta polityka ma chronić (głównie najstarsze osoby, które nie są w pełni wyszczepione), to wg ostatnich informacji jest 1.5 mln ludzi – na tyle ocenia się liczbę ofiar, w przypadku zniesienia polityki zera COVID. Co zrobią władze? Najpierw muszą przywrócić kontrolę, potem pewnie dalsze luzowanie (w tej kolejności, bo to nie może wyglądać, że zmieniają zasady z powodu protestów).

    Co do tych tłumów – byłbym ostrożny – pamiętajmy o jak dużym kraju mówimy. To tak, jak pokazałem w tekście – jeśli w Szanghaju na Wulumuqi było dajmy na to 1000 osób, to tak jakby w Warszawie było jakieś 70 osób.

    Zaś co do korespondenta BBC – wypuszczono go, widziano go na mieście (sam pisał na twitterze), więc spokojnie – w takich sytuacjach trzeba się liczyć z możliwością poszarpania czy oberwania – żeby nie szukać daleko, to przypominam różne demonstracje w Polsce. BBC próbuje nakręcać atmosferę, bo to się klika i sprzedaje.

    1. anna says:

      No to mnie trochę uspokoiłeś.

      🙂

  3. stas says:

    No i prawda- i w Europie nawet w tych super demokracjach zdarzają się problemy z dziennikarzami- ci zaś często faktycznie kreują się na super bohaterów- zresztą te super doniesienia dziennikarskie już są tak mało prawdziwe i rzetelne , że budzi to jednak obawy- na ile można manipulować ludźmi i jaką władzę ma “czwarta władza”; warto przypomnieć, że Napoleon Bonaparte powiedział kiedyś: „Bardziej boję się trzech gazet niż trzech tysięcy bagnetów”.
    Co zaś do zmęczenia i wytrzymania w takich obostrzeniach to faktycznie sytuacja trudna- bo jak zaczną się lawinowe zgony to też będzie nagonka; z drugiej strony to wybór należy do ludzi- tak niby jest w demokracji- a tam wybrali co wybrali. Co zaś do wytrzymałości systemu służby zdrowia to nigdzie chyba nie dawała rady – nam pokazywano masowe pogrzeby we Włoszech , czy Hiszpanii i mówiono o dylematach lekarzy, którzy musieli wybierać kogo umieścić pod respiratorem a kogo skazać bo nie ma dla niego sprzętu.
    W polskiej służbie zdrowia niestety tak jest chyba stale.

  4. Wojtek says:

    Stas – złośliwie tylko przypomnę, że u nas lekarze nie mieli dylematów, kogo dawać pod respirator, bo tych respiratorów nie było! A te co to nam panowie brodacze dwaj z Ministerstwa Zdrowia załatwiali (przy zielonym świetle naszych służb) to jak wiemy wylądowały pewnie w Albanii – tak jak i pan kupujący je, który tam podobno pożegnał się z życiem. Podobno.

    Dylemat jakie mają władze centralne w Chinach jest właśnie taki: albo otwierać, ale wtedy będą mieli przeciążone szpitale i masowe zgony, albo trzymać jak jest, powoli luzując ale mając coraz bardziej zmęczonych i zdesperowanych ludzi. Z tego co widzę, to Pekin chciałby to zbalansować, ale to moim zdaniem nie da się w tak olbrzymim kraju – zawsze gdzieś znajdą się lokalne władze, które będą inaczej/na swój sposób rozumiały zalecenia. Przykład np z mojego osiedla w Ningbo – te testy poranne zakończyły się po dwóch dniach, zniknęły też te ‘przepustki’, bo to nie było potrzebne, tylko przesadne działanie. Więc da się.

    Co do poziomu dziennikarstwa to faktem jest, że poziom poleciał na dół. Dziennikarze kiedyś mieli jednak jakąś wiedzę, teraz natomiast dziennikarzem może być każdy i to widać. Twitter śmiał się np z jednej korespondentki holenderskiej, która w Chinach jest podobno od 8 lat, ale na proteście nie potrafiła odróżnić Międzynarodówki od chińskiego hymnu. I ktoś taki ma niby ludziom w Europie przybliżać Chiny.

    Nie dziwię się, że teraz wszyscy zajmują się tropieniem fake news’ów – one po części biorą się z walk propagand różnych krajów, ale po częśći są też rezultatem pracy pseudo dziennikarzy.