Wpisy Komentarze

Zapiski z Chin » Chiny » Indie 2024. Impresje. Część 2

Indie 2024. Impresje. Część 2

Zgodnie z planem, drugi wpis poświęcony mojemu wyjazdowi do Indii skupię na tematyce społecznej.

A że dostałem (ponownie) pytanie na maila od jednego z czytelników, dlaczego nie piszę o gospodarce czy łańcuchach dostaw, czyli tym czym zajmuję się zawodowo, to niezmiennie odpowiadam: o mojej pracy w szczegółach nie piszę.



Love Jihad?

Gdy z V. przebiliśmy się w końcu przez miasto i dotarliśmy do naszej restauracji, było już około 20. Ciemno na zewnątrz, a mimo to droga była pełna ludzi. Nic dziwnego – co i rusz mijaliśmy ‘domy weselne’, gdzie odbywały się wesela. Patrz – mówił mi V – tu jest wesele hinduistyczne. I pokazywał na jeden z przystrojonych wejść do czy to hotelu czy to restauracji. A tu – pokazywał kilkaset metrów dalej – wesele muzułmańskie. I tak kilka razy na przestrzeni tych raptem kilku kilometrów, jakie przyszło nam pokonać w 45minut… Na infrastrukturę drogową w Indiach już narzekałem, więc nie będę się znowu znęcał. Napiszę jedynie ponownie, że nic mnie tak nie wyprowadza z równowagi jak strata czasu na stanie w korkach.

Restauracja, do której weszliśmy była także olbrzymim domem weselnym, z własnym ogrodem i hotelem z kilkudziesięcioma pokojami. O dziwo jednak dzisiaj nie odbywało się żadne wesele a i stoły w restauracji zajęte była raptem w połowie. Mi to jak najbardziej odpowiadało, bo było (stosunkowo) cicho a to do rozmowy wymarzone środowisko. Na rozmowę z V zresztą czekałem, bo przy okazji wizyty w jego fabrykach nie było czasu na rozmowę o innych niż biznesowych tematach.

V jest w moim wieku, ma 40 lat, żonę i dwójkę dzieci. Trochę świata widział, trochę w życiu zdołał już zrobić, teraz zaś wraz z braćmi prowadzi rodziny biznes, który przejął od ojca. Postawny, metr osiemdziesiąt, z lekko śniadą cerą. Lubiący rozmawiać nie tylko o biznesie, ale o świecie. Mi w to graj – spotkania z nim to zawsze okazja do długich rozmów nad znakomitym lokalnym jedzeniem i obowiązkowym zimnym piwem Kingfisher (to lokalne piwo).

A jako że rozmowa dotyczyła świata i aktualnych wydarzeń, musiał pojawić się temat Syrii. V miał mieszane odczucia. Do muzułmanów podchodzi z nieufnością, co jakoś zaskakujące nie jest, ale wskazuje na jeden z lokalnych tematów. Tematów, które w polskim internecie wydają się być nieobecne, a które sporo o Indiach i ich wyzwaniach nam mówią.

A warto o tych wyzwaniach wiedzieć, jeśli to Indie miałyby w jakimś stopniu przejąć od Chin miano fabryki świata. To nie stanie się oczywiście w ciągu roku, trzech czy nawet pięciu, ale to będzie się działo.

Gdy rozmawialiśmy o tym temacie, V wspomniał o inwestycjach Apple w Indiach. Inwestycjach, w które niektórzy powątpiewają, jak i powątpiewają w zdolności Hindusów. Ja pamiętam moje rozmowy z Zhangiem, ekscentrycznym właścicielu niewielkiej firmy z Kunshan, z którym lata temu współpracowałem, a który w latach swojej ‘młodości’ pracował i piął się po szczeblach kariery w strukturach firmy Foxconn. Tak, największego dostawcy firmy Apple, tajwańskiej firmy której założycielem był Terry Gou. I pamiętam te opowieści, jak to Tajwańczycy z mozołem budowali odpowiednią kulturę pracy wśród Chińczyków z kontynentu. Też borykali się z brakiem wykwalifikowanej kadry, z podejściem tychże niewykwalifikowanych pracowników. Cześć tych historii w ogóle pewnie chcieliby zapomnieć, bo przypadki np. wykorzystywania pracowników, czy może powinienem napisać wprost – pracownic – 20-25 lat niestety zdarzały się. Pragmatyzm żon Tajwańczyków także był ‘daleko’ posunięty – często miały jedynie oczekiwanie, żeby mąż Tajwańczyk uważał na siebie i przysyłał regularnie pieniądze.

Wróćmy do Apple w Indiach – początki będą mieli ciężkie, tak jak ciężkie były ich początki w Chinach. Ale dzięki wytrwałości uda im się je przezwyciężyć. I Indie część chińskiej fabryki świata przejmą.

Oczywiście będą się borykać z wieloma problemami – tak jak Chiny w tamtym czasie mają stosunkowo niewysoki stopień urbanizacji, niewykfalifikowaną siłę roboczą jak i fakt, że gro ludzi pracuje w rolnictwie a nie w przemyśle. Ale to wszystko da się zmienić. Będzie ta zmiana odbywała się wolniej także i z powodów politycznych – a dokładniej rzecz mówiąc – systemowego powodu, bo wszak Indie to największa na świecie demokracja a demokracja jak wiadomo z jednej strony oferuje różnego rodzaju ‘bezpieczniki’ na wypadek, gdyby działo się źle, ale z drugiej strony powoduje, że ścierają się ze sobą różne opcje i podejmowanie decyzji nie jest tak szybkie, jak w systemach autorytarnych jak chiński. Na to zresztą nie tylko V ale i kilku innych właścicieli firm, z którymi się spotkałem w Indiach zwracało uwagę, przyznając, że ich tempo będzie wolniejsze, niż to w Chinach – właśnie z tego powodu, że ktokolwiek rządzi Indiami musi wyważać racje i działać tak, żeby utrzymywać większość umożliwiającą rządzenie.


Zacząłem od niechęci V do muzułmanów. Pociągnę ten wątek. To V zaczął mi opowiadać o jednej z teorii spiskowych, którymi w Indiach żyją ludzie: „Love Jihad”. Jest to teoria spiskowa wykreowana przez grupy usiłujące dzielić hinduistów i muzułmanów. Ale że wspomniało mi o niej kilka niezwiązanych ze sobą osób, więc podpytałem tu i ówdzie – między innymi zapytałem o tą teorię V.

Jak mi wyjaśnił założenie dla tejże teorii jest takie, że muzułmańscy mężczyźni w sposób zorganizowany uwodzą hinduskie kobiety w celu ich konwersji na islam poprzez małżeństwo. Że jest to teoria nie do końca znajdująca potwierdzenie w faktach może świadczyć statystyka dotycząca liczby małżeństw międzyreligijnych – takich małżeństw międzywyznaniowych jest stosunkowo niewiele (poniżej 5% wszystkich małżeństw – aczkolwiek problemem jest brak dokładnych statystyk).

Z drugiej zaś strony – jak w wielu podejrzanych teoriach – jest też pewnie jakieś ziarno prawdy. Jeśli bowiem przyjrzeć się Indiom bliżej, to okazuje się na przykład, że w Indiach jest prawo zwane ‘Special Marriage Act of 1954’, które gwarantuje prawo zawierania małżeństwa bez wymogu zmiany wiary, ale jak to z prawem jest, nie jest wcale takie oczywiste, dlatego różne stany w Indiach wprowadzają swoje dodatkowe regulacje. I tak np. pary chcące zawrzeć taki związek muszą o nim wcześniej poinformować lokalne władze a i związek taki może zostać zakwestionowany w ciągu 30 dni.

Jeśli więc uchwalono prawo, które ma zapewniać, że nikt nie będzie zmuszany do zmiany wiary na skutek zawierania związku małżeńskiego, to rodzi się pytanie – po co takie prawo, jeśli nie było problemu wymuszania zmiany wiary? Ano właśnie. Spiskowcy oczywiście idą w ekstremum, przedstawiając problem jako nagminny, ale jak już wspomniałem żadne statystyki nie wskazują na dużą skalę tego zjawiska.

Na bardziej ogólnym poziomie, napięcie między Hindusami a Muzułmanami jest jednym z wyzwań, jakie stoją przed indyjskim społeczeństwem. Chiny miały/mają pod tym względem łatwiej, bo u nich tego typu napięcia siłą rzeczy nie występowały – przeważająca większość Chińczyków to Chińczycy Han, a i jakakolwiek wiara dla Chińczyków to coś mało istotnego (jeśli już, to wyznają jakieś lokalne wierzenia, drugą grupą zaś będą wyznający buddyzm, niewielkimi zaś wyznający chrześcijaństwo, islam czy inne wyznania).

Tak więc mówienie/pisanie o Love Jihad w Indiach jest wyzwaniem wynikającym z tego, że po pierwsze mało tu danych a dużo opinii (różniących się miedzy różnymi grupami). Temat ten jest więc często wykorzystywany do celów politycznych.

Zwolennicy teorii “Love Jihad” twierdzą, że jest to część szerszej strategii islamizacji Indii. Według nich, muzułmańscy mężczyźni działają w zorganizowanych sieciach, aby manipulować młodymi hinduskimi kobietami. Konwersja na islam jest przedstawiana jako konieczny warunek zawarcia małżeństwa. Zdaniem zwolenników tej teorii, “Love Jihad” stanowi zagrożenie dla demograficznej i kulturowej tożsamości Hindusów. Jako argument wskazują czasami np. na zmieniający się udział wyznających islam w całej populacji Indii.

Dla odmiany krytycy teorii “Love Jihad” wskazują na brak dowodów potwierdzających istnienie zorganizowanej kampanii wymierzonej przeciwko hinduskim kobietom. Twierdzą, że teoria ta jest narzędziem politycznym, wykorzystywanym do podsycania nienawiści między społecznościami religijnymi i umacniania pozycji politycznej partii hindutwistycznych. Takie partie (największą i najbardziej wpływową partią hindutwistyczną w Indiach jest Bharatiya Janata Party (BJP) / Hinduska Partia Ludowa, która od 2014 roku sprawuje władzę w kraju (być może kojarzycie premiera Indii należącego do BJP, pana Narendra Modi). Inne partie hindutwistyczne to m.in. Shiv Sena i Rashtriya Swayamsevak Sangh (RSS). Partie te opierają swoją ideologię na hinduizmie i wierzą, że Indie powinny być państwem hinduskim, a hinduizm powinien być podstawą jego tożsamości narodowej.


Hindutva – koncepcja promująca dominację kultury hinduistycznej w Indiach. Termin “Hindutva” został wprowadzony przez Vinayaka Damodara Savarkara w latach 20. XX wieku i jest często tłumaczony jako “hinduskość”.

Land Jihad?

Ta teoria spiskowo wskazuje na istnienie pewnych napięć w Indiach – napięć, które mogą rzutować na życie i wybory ich mieszkańców. „Love Jihad” to zresztą raptem jeden z takich ‘drażliwych’ tematów, V mówił mi też o problemie związanym z waqf.

Co to jest ów ‘waqf’?

Otóż w tradycji islamskiej waqf to darowizna na cele charytatywne lub religijne przekazywana przez muzułmanów na rzecz społeczności.

Takiej darowizny nie można sprzedać ani wykorzystać w żadnym innym celu. Ogromna liczba tych nieruchomości jest wykorzystywana pod meczety, medresy, cmentarze i sierocińce.

Medresa – islamska szkoła religijna, w której uczniowie uczą się przede wszystkim nauk Koranu oraz innych aspektów islamu

Nieruchomości podlegają obecnie ustawie Waqf Act z 1995 r., która nakazywała utworzenie zarządów na szczeblu stanowym. W skład tych rad wchodzą nominowani przez rząd stanowy, muzułmańscy prawodawcy, członkowie stanowej rady adwokackiej, islamscy uczeni i menadżerowie nieruchomości waqf.

Obecny rząd indyjski twierdzi, że zarządy waqf należą do największych właścicieli ziemskich w Indiach. W całych Indiach znajduje się co najmniej 872 351 nieruchomości waqf o powierzchni ponad 940 000 akrów i szacunkowej wartości 1,2 biliona rupii (14,22 miliarda dolarów).

Teoria spiskowa, znana pod nazwą „Land Jihad”, jaka jest związana z waqf twierdzi, że zarządy waqf mogą arbitralnie uznawać ziemię/nieruchomości jako waqf – czyli wysuwać żądania do jakiejkolwiek nieruchomości/ziemi, gdzie prawa własności są niejasne. Nie pomagają również sprawy korupcjne, gdzie takie nieruchomości zostają wynajmowane lub sprzedawane (co jest sprzeczne z ich przeznaczeniem).

Między innymi dlatego obecny rząd próbował wprowadzić z życie Waqf (Amendment) Bill, 2024, który miał doregulować kwestie związane z waqf, ale spotkał się on ze sprzeciwem.


Jak widać, Indie borykają się z wieloma wyzwaniami, o których rzadko słyszymy w Polsce. Dla mnie bliższe poznanie tego, czym Indie żyją jest o tyle ważne, że Indie będą zyskiwać na znaczeniu w globalnych łańcuchach dostaw, a to w końcu moja działka.

Wyzwania jakie przed nimi stoją są inne niż te z którymi zmierzyć musiały się Chiny i mówiąc szczerze moim zdaniem są one większe niż przed którymi stali Chińczycy w roku 1978 otwierając się na świat.


Jeśli nie czytałeś mojego porzedniego wpisu, w którym między innymi piszę o Taj Mahal, zapraszam (kliknij w poniższy obrazek):

Jeśli ciekaw jesteś, co pisałem o Indiach rok temu po zeszłorocznej podróży to Indii – zapraszam TUTAJ (możesz również kliknąć w poniższy obrazek)


Jeśli chcesz obserwować mój profil na Twitterze – niezmienne zapraszam:

Napisal

Od 2005 w Chinach, gdzie mieszkam, pracuję, obserwuję i piszę :-)

Wpis z kategorii: Chiny · Tagi: , , , , , , ,

2 komentarze(y) do wpisu: "Indie 2024. Impresje. Część 2"

  1. stas says:

    No i jak się czyta to wniosek się nasuwa- jest to kraj ciekawy i chyba w swoich perspektywach społecznych i politycznych nieprzewidywalny. Ich doświadczenia i “teorie muzułmańskie”dają wiele do myślenia – tak w perspektywie europejskiej wcale nie są uspokajające.
    W tym wszystkim ciekawa by była obserwacja życia takiego np. przeciętnego Hindusa – jak bardzo są mentalnie “zglobalizowani”?

  2. Wojtek says:

    Stas – dla nas zdecydowanie nieprzewidywalny, ale to nie znaczy, że należy się go bać. A z doświadczeń i owszem – trzeba wyciągać wnioski, aczkolwiek z tym u nas (w sensie: w Europie) ostatnio nienajlepiej.
    Co do ‘przeciętnego’ Hindusa, to ciężko tu o jakieś uogólnienia – to jest olbrzmi (jak chociażby Chiny) kraj, więc trudno tu mówił o przysłowiowym Kowalskim. Północ a południe Indii to dwa różne światy…