Zapiski z Chin » Chiny » Pekin we mgle.
Pekin we mgle.
Pekin jest dziwnym miastem. Ciężko to mi wytłumaczyć, ale jakoś się w nim czuję nieswojo. Ktoś kiedyś stwierdził, że przypomina Warszawę – rozległe toto, mnóstwo ulic i sprawia wrażenie chaosu.
O dziwo – Szanghaj, który jest chyba bardziej dynamiczny, a co za tym chaotyczny – wydaje mi się bardziej uporządkowany.
No i ma Pekin jeszcze jedną wadę. Warunki klimatyczne. Pogodę – tak po ludzku to ujmując. Częste są mgły, które życia nie ułatwiają. Wiedzą o tym szczególnie Ci, którym przychodzi w taką pogodę podróżować samolotem.
I ja dołączyłem do tego grona. Oto dwa ostatnie dni spędziłem w tym mieście, mając kilka rzeczy do załatwienia. Przyszedł piątek – miałem wracać samolotem ze znajomym Chińczykiem – Jeremym. Po załatwieniu wszystkich rzeczy, spakowani i gotowi do zajęcia miejsc w autobusie na lotnisko z przerażeniem zobaczyliśmy, co się dzieje na zewnątrz naszego hotelu. A żeby być precyzyjnym – zobaczyliśmy, co dzieje się w promieniu 50 metrów. Dalej już nie sposób było zobaczyć cokolwiek. Tknięci przeczuciem, że taka pogoda może tylko namieszać w naszych planach zadzwoniliśmy na lotnisko.
“Przykro nam, samoloty nie wylatują. Lotnisko zostało zamknięte” – takiej mniej więcej treści otrzymaliśmy wiadomość. Ha. Wobec tego dworzec kolejowy. Wpadliśmy do hali z kasami, dopchaliśmy się w końcu do okienka i pytamy o dwa bilety na pociąg do Szanghaju. Dodaliśmy, że interesują nas jakiekolwiek miejsca. Pan uśmiechnął się i stwierdził z rozbrajającą szczerościa:
– Nie ma.
– Jak to nie ma?
– Ano nie ma – wiecie, mgła taka, że wszyscy z lotniska wykupują bilety na pociąg.
– No wiemy – my na to – w końcu też mieliśmy samolot.
– A właśnie – Chińczyk wciąż uśmiechając się tłumaczy nam powoli – biletów więc nie ma. Nie ma na dziś, nie ma na jutro.
O żesz – myślę sobie. Kolejny dzień w Pekinie? Zimno, szaro, mgła dookoła gęsta jak mleko – co my w tym mieście robić będziemy? Chwila zastanowienia i podejmujemy decyzję. Jedziemy na lotnisko. Właśnie dostaliśmy informację, że samoloty już ruszyły. Nasz samolot, który miał planowany wylot o godzinie 17, przesunięto na 21. Jest szansa, że go złapiemy.
Na lotnisku tłum. Ludzie kłębią się pod tablicami z rozkładem lotów, pod kasami, pod stanowiskami odpraw. Chaos do kwadratu. Ale przynajmniej w środku jest ciepło. Jakimś cudem dobijamy się błyskawicznie do odprawy.
– Halo! Mamy bilety na lot do Szanghaju na 17 – krzyczy mój kompan. Gwoli ścisłości jest już grubo po 18. Jakiś człowiek wyłapuje nas z tłumu:
– Do Szanghaju? – krzyczy ponad głowami ludzi kłębiących się dookoła.
– Tak! Na lot o 17.
– Ok, chodźcie tutaj.
Tak. Łatwo powiedzieć. Przebijamy się z trudnością. I po chwili – jest. Boarding pass w ręce.
Potem poszło z górki. Wbiliśmy się do środka. Dobra nasza. Wciąż mamy trochę czasu.
20.30 Według boarding pass ma się zacząć wpuszczanie do samolotu. Ale samolotu nie widać.
21.00 Łapiemy tacki z obiadem/kolacją, którą linie lotnicze dają pasażerom czekającym na nasz lot.
21.30 Jeremy czyta książkę o radzeniu sobie ze stresem 😉 a ja rozpoczynam lekturę “Wojny i Pokoju” (po angielsku – żeby nie było, że po chińsku). Jak widać nastroje u mnie bojowe, u Jeremego lekka rezygnacja.
22.00 Jest – zaczyna sie ostatni etap. Po kilkunastu minutach jesteśmy w samolocie. Teraz już tylko oczekiwanie na zielone światło z wieży lotów. Około 22.30 startujemy.
00.25 Lądowanie w Szanghaju. Pogoda ładna – czyste niebo, chłodnawo, ale o tej porze to w końcu naturalne. Jeszcze tylko 45 minut i docieram do domu.
Ok. Kolejny pracowity dzień zakończony 🙂 Można iść spać 🙂
Wpis z kategorii: Chiny · Tagi: China, Chiny, Shanghai, Szanghaj, Szymczyk, Wojciech, Wojciech Szymczyk
Hehe, a jeszcze w tym chaosie jacyś ludzie wydzwaniają do Ciebie w łazience, czy w kolejce do odpraw ;]
Co do Pekinu, to też jakoś nie przypadł mi do gustu. Sporo miejsc wartych zwiedzania, co różni go w generalnych odczuciach od Warszawy, ale pozostałe skojarzenia podobne. Jak nie ma potrzeby “z obowiązku” to lepiej tam nie jechać (zakładając, że zobaczyło się te “parę miejsc wartych zobaczenia”).
Pozdrawiam serdecznie z Krakowa!
Paweł – i o to chodzi, żeby się coś działo 🙂 Fajnie odebrać telefon z Polski czekając w kolejce do odprawy w Pekinie 🙂 Ech. Mały ten świat 🙂
Zaś co do Pekinu – Ty jako Krakus, ja jako iluś tam procentowy obywatel grodu Kraka – pełna zgoda jeśli chodzi o stolice-coś więc w tym jest 🙂