Zapiski z Chin » Chiny » Na dobry humor – taksówka ;-)
Na dobry humor – taksówka ;-)
Mineły raptem dwa tygodnie a ja znów zawitałem w Shenzhen. Pogoda jeszcze ładniejsza, miła odmiana po mojej zeszłotygodniowej wyprawie na spotkania do prowincji Shandong (zimno, deszczowo/śnieżnie i pochmurnie), jak i krótkim przystanku w Szanghaju (także deszczowo).
Tymczasem prowincja Guandong przywitaÅ‚a mnie temperaturÄ… grubo powyżej 25 stopni. Cóż byÅ‚o wiÄ™c robić – zaczÄ…Å‚em siÄ™ pocić i tÄ™sknić (odrobinÄ™) za chÅ‚odym Szanghajem 😉
Dzięki taksówkom w Shenzhen nie zapomniałem, jaki dzień tygodnia (patrz: poprzedni wpis), więc ze spokojem odbywałem kolejne spotkania. I wszystko szło miło i przyjemnie, aż do ostatniego spotkania.
Firma wyglądała na poważną. Miła korespondencja, znośna rozmowa przez telefon, aż do zgrzytu, jakim było pojawienie się w fabryce. A w zasadzie to w manufakturze. Nie robię z tego żadnej firmie zarzutu, bo trudno mieć od razu budynek biurowy i hale produkcyjną. Nie w tym rzecz. Mało rozgarnięty człowiek w firmie może skutecznie popsuć cały, mozolnie budowny, wizerunek.
Niestety wciąż sÄ… firmy, które tego w nie rozumiejÄ…. Zapewne – zważywszy na to, co siÄ™ ostatnio na Å›wiecie dzieje – szybko nadrobiÄ… zalegÅ‚oÅ›ci (niektórzy – bankrutujÄ…c).
Ale wracając do mojego spotkania. Długo w firmie nie zabawiłem, bo na większą część moich pytań człowiek odpowiedzieć nie potrafił. A nie miał się kogo zapytać. To też przemilczę, bo po co się dodatkowo znęcać.
Najzabawniejsze dopiero przyszło. Miałem się dostać na lotnisko, więc umówiliśmy się zawczasu, że po spotkaniu zostanę na to lotnisko odstawiony. I się zaczęło. Nie ma samochodu. Ok, więc jak się mogę dostać na lotnisko? Taksówka. Jasne, nie jestem wybredny.
Ale taksówki nie ma w pobliżu firmy, bo budynek na uboczy stoi (szumnie siÄ™ to nazywa – industrial zone). Ok. WiÄ™c trzeba iść do taksówki. Znaczy siÄ™ do wiÄ™kszej ulicy. Spoko. DwadzieÅ›cia dobrych minut w peÅ‚nym sÅ‚oÅ„cu. Nie komentujÄ™, cieszÄ™ siÄ™, że mam lekki bagaż.
Docieramy do wiÄ™kszej ulicy. I czekamy. Czekamy – taksówki przejeżdzajÄ…, a my żadnej nie Å‚apiemy. Pytam siÄ™ – czekamy na jakÄ…Å› specjalnÄ… taksówkÄ™ (w Shenzhen jest kilka różnokolorowych taksówek). Nie, czekamy na taksówkÄ™, którÄ… jedzie ktoÅ› z firmy. I ma mi jÄ… przekazać. Ok. Na pytanie, co za różnica, którÄ… taksówkÄ… pojadÄ™ – odpowiedzi nie uzyskujÄ™. ‘KtoÅ›’ dzwoni po 15 minutach, że jeszcze coÅ› ma do zaÅ‚atwienia. DobrÄ… chwilÄ™ zajmuje mojemu opiekunowi dojÅ›cie do wniosku, że w takim razie Å‚apiemy taksówkÄ™.
Tutaj uwaga – mój opiekun nie wiedziaÅ‚, że mówiÄ™ po chiÅ„sku.
Zatrzymuje taksówkę i zaczyna się (ja się przysłuchuję rozmowie udając, że kontempluję widok najbliższego budynku)
– Na lotnisko. Mam zagranicznego goÅ›cia i musi siÄ™ na lotnisko dostać.
– Obcokrajowiec? – taksówkarz z bÅ‚yskiem w oku już zaczyna kalkulacje. – Ale na lotnisko daleko. Mi siÄ™ nie opÅ‚aca tam jechać.
– To za ile pojedziesz?
– Za 120 mogÄ™ jechać. Powiedz mu po prostu, że 120 na lotnisko.
– W porzÄ…dku.
– Taksówkarz mówi, że kurs na lotnisko to 120 yuanów – zwraca siÄ™ do mnie mój opiekun.
– W porzÄ…dku – mówiÄ™, nie dajÄ…c po sobie poznać, że wÅ‚aÅ›nie straciÅ‚ potencjalnego klienta. Å»egnam siÄ™ z moim opiekunem, wsiadam do taksówki i ruszamy.
Taksówkarz zadowolony z siebie, że hoho – dzwoni do jakiegoÅ› znajomego i chwali siÄ™, że wÅ‚aÅ›nie jedzie na lotnisko. Ma tutaj takiego biaÅ‚ego, obcokrajowca, co to zapÅ‚aci za kurs 120 yuanów. Jaka szkoda, że nie wie, co ten obcokrajowiec sobie wÅ‚aÅ›nie myÅ›li.
Dojeżdzamy na lotnisko. Daję kwotę za kurs na lotnisko. Nie żadne 120, a 70. I się zaczyna. Taksówkarz na migi stara się powiedzieć, że 120. Więc obcokrajowiec mu po chińsku wyjaśnia:
– Jakie 120 yuanów? Ile taksometr wskazuje? Ile byÅ‚o za przejazd autostradÄ…? Gdzie wiÄ™c 120?
Zobaczenie miny sprytnego taksówkarza – bezcenne. ZamurowaÅ‚o go. Po chwili dochodzi do siebie:
– Przecież byÅ‚o 120 umówione.
– Ze mnÄ… żadne 120 nie byÅ‚o umówione.
– Za normalnÄ… kwotÄ™ to mi siÄ™ nie opÅ‚aca jechać.
– Co siÄ™ nie opÅ‚aca? To jest lotnisko, zaraz bÄ™dziesz miaÅ‚ kolejnego klienta.
– Ale miaÅ‚o być 120 – taksówkarz zaczyna siÄ™ gotować. Szczerze – aż jestem ciekaw, co teraz zrobi. – Masz mi dać 120!
– NaprawdÄ™? To jak? Dzwonimy do Twojej korporacji?
I na tym siÄ™ rozmowa koÅ„czy. CoÅ› tam sobie pod nosem klnie – ale mi to zwisa i powiewa. Za dużo już miaÅ‚em przejść z taksówkarzami w Chinach, żeby na mnie ich wiÄ…zanki robiÅ‚y wrażenie. Poza tym jak siÄ™ mówi po chiÅ„sku, to siÄ™ taki dwa razy zastanowi, zanim coÅ› gÅ‚upiego zrobi. Wiadomo – nie mówisz po chiÅ„sku, to CiÄ™ może pobić i co zrobisz? Znajdzie sobie Å›wiadka (drugiego taksówkarza) i policji powie, że to Ty sprowokowaÅ‚eÅ›. A tak? Ja mam frajdÄ™, i trochÄ™ mi siÄ™ humor po nieudanym spotkaniu poprawia. Co zrobić – czasami takie drobnostki mogÄ… humor poprawić 😉
A na okrasÄ™ tego wpisu – zdjÄ™cie obiektu jaki kontemplowaÅ‚em, przysÅ‚uchujÄ…c siÄ™ rozmowie mojego opiekuna z taksówkarzem.
Do czegoś podobne? Może do tego?
Wpis z kategorii: Chiny · Tagi: Chiny, fabryki, Kanton, Shenzhen, taksówki
Też bym chciała zobaczyć minę tego taksówkarza.
Stas – cóż, wypada wiÄ™c żaÅ‚ować, że nie zrobiÅ‚em zdjÄ™cia. Choć wtedy nawet znajomość chiÅ„skiego mogÅ‚aby być niewystarczajÄ…ca 😉
O takiego ducha walki chodzi! Nota bene, to dziwne, że włączył taksometr. Ja czasem, przy średnich, miejskich trasach umawiam się na kwotę, gdy mam pewność, że pojadę taniej. Taksometr wtedy zawsze wyłączają.
Jedyny sens tego lotniskowego rozwiązania, to że tak jak niektóre szanghajskie, sieć jest z GPSami, więc i tak nie zataiłby, że kurs sobie odbył, a w Twoim przypadku 50 yuanów różnicy, wpakowałby sobie do kieszeni.
Co jak co, niszczyć cwaniaków!
Pawel – coz, przeliczyl sie cwaniak. Zgodnie z maksyma – chytry traci dwa razy. Chcial miec kurs normalnie rejestrowany, a z drugiej strony chcial miec kilkadziesiat yuanow wiecej w kieszeni. Niestety trafil na frajera wyprowadzonego z rownowagi 😉
I tak chińskie cwaniactwo spotkało się z polskim obracaniem i ogladaniem każdego grosza po 5 razy przed jego wydaniem :)Bardzo dobrze Ziomuś, swoją drogą chciałbym zobaczyć wpienionego chińskiego kurdupla, który chce powalić jakimś swoim sierpowym chłopa, który waży pewnie po 100 kg :))) Zakładam, że nie każdy Chińczyk to kolejne wcielenie Bruce Lee :)) Pozdro. Sajm
Sajm – e tam, do 100 kg to jeszcze mi sporo brakuje. Na ryzu sie nie tyje 😉
E no Maydox, a kto mówi o tyciu 🙂 Mięśnie, mięśnie 🙂