Wpisy Komentarze

Zapiski z Chin » Chiny » Tajwan / USA / TSMC i różnice kulturowe

Tajwan / USA / TSMC i różnice kulturowe

Polecę dzisiaj świetny artykuł w języku angielskim o ‘przebojach’ związanych z budową fabryki firmy TSMC w Arizonie w Stanach Zjednoczonych.

Czego to w tym tekście nie ma – kalendarzy z modelkami u tajwańskich inżynierów (coś, za co w USA można wpaść teraz z nieliche problemy – to już nie te czasy, gdy w warsztatach samochodowych główną dekoracją były rozkładówki z Playboy’a), młodych tajwańskich par planujących urodzenie dziecka w USA, bo będą miały lepiej, narzekania na leniwych ‘białych’. Ale są też i owi ‘biali’, którzy narzekają na słowną przemoc tajwańskich managerów, lekceważenie ich umiejętności i hierarchię w tajwańskiej firmie.

I wiecie co? Wszyscy pewnie mają po trochu racji.

Ale od początku.

Dla tych, którzy nie siedzą w temacie. TSMC to tajwańska firma, założona w roku 1987 przez Morrisa Changa. Morris Chang to Tajwańczyk, wykształcony w USA, który spędził 25 lat w amerykańskiej firmie Texas Instruments (znanej być może wszystkim w Polsce chociażby ze znakomitych kalkulatorów).

Otóż Morris Chang, został zaproszony przez tajwański rząd do powrotu na Tajwan i pomoc w budowie przemysłu półprzewodników – dano mu tzw carte blanche a z projektu uczyniono projekt narodowy (włącznie z tym, że zainwestowały w niego najbogatsze tajwańskie rodziny – choć być może nie wszystkie chciały, to jednak dostały propozycję nie do odrzucenia od tajwańskiego rządu i po prostu nie miały wyjścia – ale nie ma im się co dziwić, bo w tamtym czasie mogło się to wydawać misję nie do wykonania).

Wróćmy do Czanga – jeśli ktoś widzi tu podobieństwo np. z Wan Gang o którym pisałem tutaj: http://szymczyk.foxnet.pl/blog/?p=3753 , to ma jak najbardziej rację – to ten sam model działania, model z którym przy okazji Chin będziemy mieć coraz częściej do czynienia. A śmiem twierdzić, że nie tylko przy okazji Chin, ale i innych azjatyckich państwa, które będą ściągać swoich wykształconych na zachodzie obywateli, dając im większą swobodę działania, niż mieliby na Zachodzie.


TSMC miał inny pomysł w tamtym czasie, niż inne firmy z brażny, jak Intel czy Texas Instruments. Otóż TSMC upatrzył swoją szansę w produkcji dla innych półprzewodników, jak też i projektowaniu tychże (tak, żeby ‘upychać’ ich jak najwięcej na jak najmniejszej powierzchni) – stąd też firmy jak TSMC są nazywane ‘semiconductor foundry’ lub też ‘semiconductor fab’ (‘fab’ od fabrication), choć w przypadku TSMC można też spotkać się z określeniem ‘gigafab’, co nie wymaga tłumaczenia (zauważmy, że Musk określa swoje fabryki mianem ‘gigafactory’).

To potężne i horrendalnie drogie po postawienia fabryki – ich koszty idą w grube dziesiątki miliardów dolarów, zdolne produkować setki tysięcy ‘płytek’ (wafer) miesięcznie. Te płytki to nic innego jak okrągłe dyski wypolerowanego krzemu. To zakłady przypominające bardziej laboratoria, gdzie pracuję się nad mikrobami, niż tradycyjnie kojarzące nam się z fabrykami miejsca.

Od krzemu do płytki krzemowej do czipu.
Źródło: https://deepforest.substack.com/p/an-introduction-to-semiconductor

Kolejne kroki przygotowania płytki krzemowej

W fabryce półprzewodników nie miałem okazji być, ale byłem w zakładach, które produkują płyty PCB (Printed Circuit Board = ‘płytki obwodu drukowanego’ lub ‘płytki drukowane’), czyli gdzie ‘wdrukowuje’ się owe półprzewodniki (albo czipy jak się je popularnie określa) na płytki – to też zakłady, które choć o mniejszym rozmiarze, także wymagają przestrzegania ściśle określonych zasad.

Niewielka linia SMT (Surface-Mount Technology), czyli do montażu powierzchniowego
Na takich ‘taśmach’ umieszczone są chipy, które następnie są pobierane i umieszczane na płytkach
Przykładowa płytka drukowana

Wracając do artykułu – ciekawe słowa padają w kontekście tego, jak ważna jest ta jedna firma dla bezpieczeństwa Tajwanu. Dla mnie nie jest to wcale zaskoczeniem – stąd też zwracałem uwagę na ryzyko dla Tajwanu związane z amerykańskimi wysiłkami związanymi z przeniesieniem TSMC do Stanów Zjednoczonych (za sprawą CHIPS Act, który to miał wpompować ponad 53 miliardy dolarów w budowę przemysłu półprzewodników w USA) – jak widać, mój komentarz był jak najbardziej na miejscu – tu można przeczytać: http://szymczyk.foxnet.pl/blog/?p=2783 .

Jak ważna to firma, wystarczy uświadomić sobie, że eksport półprzewodników to jakaś ¼ tajwańskiego PKB. TSMC zaś to jakieś 30% tajwańskiej giełdy. Jakikolwiek problem związany z tą firmą miałby dla tajwańskiej gospodarki katastrofalne skutki.


Przejdźmy teraz zatem do problemów związanych z budową zakładów TSMC w USA. Już wiemy, że mówimy tu o wysoce wymagającym procesie technologicznym. TSMC słynie nie tylko z umiejętności produkcyjnych, ale także specyficznej kultury pracy. Założyciel firmy swego czasu zadziwił niektórych na Zachodzie, gdy podał obrazowy przykład różnicy między Tajwanem a USA – otóż jego zdaniem, jeśli o pierwszej w nocy maszyna ulegnie awarii, w USA zostanie naprawiona rano. Na Tajwanie zostanie natomiast naprawiona o godzinie 2 w nocy. Co więcej – żona tajwańskiego inżyniera, który o pierwszej w nocy uda się do zakładu by naprawić maszynę, nie powie ani słowa, tylko odwróci się na drugi bok i pójdzie spać.

I wiecie co?

To nie jest wcale przesada ani jakaś figura retoryczna. Sam znam jedną firmę tajwańską, gdzie właściciel kazał wybudować w nowo powstałej fabryce przybudówkę, w której miał swoje ‘służbowe’ mieszkanie i szef produkcji miał obowiązek obudzić go o każdej porze nocy, jeśli doszłoby do jakieś awarii – wtedy on, właściciel, był w ciągu 10minut na produkcji, by samemu nadzorować naprawę.


Czy to kultura pracy, w której może odnaleźć się Amerykanin czy Europejczyk? Moim zdaniem absolutnie nie. Przeszliśmy daleką drogę i nie ma na Zachodzie nikogo, kto chciałby pracować w takim reżimie. Zachód to dyskusje o gwarantowanym dochodzie, o czterodniowym tygodniu pracy, o płacy minimalnej, o wellbeing. Azja pod tym względem znajduje się jeszcze zdecydowanie ‘w tyle’, co pozwala jej cały czas niwelować różnicę w poziomie rozwoju w stosunku do Zachodu (tak wiem, zaraz się ktoś oburzy i powie, że przecież długość pracy nie świadczy o jego efektywności i pewnie będzie miał trochę racji, aczkolwiek tekst nie o tym, stąd pozwalam sobie na uproszczenie).

Kultura pracy w TSMC przypomina mi (z opisów) trochę pracę w firmie Foxconn. Znałem kilka osób pracujących dla Foxconn w Chinach i potwierdzali mi niemal wojskowe zasady pracy, ale i zachowania kadry managerskiej, które na Zachodzie (no może poza środowiskiem dziennikarskim) jest nie do pomyślenia. Żeby jednak nie było – w Foxconnie nie było takich odklejonych, którzy by się przy koleżankach z pracy masturbowali, jak to w pewnej swego czasu opiniotwórczej redakcji.

Wróćmy jednak do TSMC – praca po kilkanaście godzin? Praca w weekendy? Krzyczenie na podwładnych? Straszenie ich zwolnieniem? Owszem – zdarza się, o czym można przeczytać w rzeczonym artykule. Kiedy pojawił się zatem pomyśl USA, żeby przenieść produkcję do USA, Czang był jednym z pierwszych krytyków: twierdząc, że w USA nie ma odpowiednich zdolności. Nie mówił głośno, że kultura pracy jest kompletnie inna i nie do zaakceptowania przez Amerykanów.

Czy da się zatem postawić zakład w USA? To oczywiście da się zrobić – kwestia jedynie tego, ile pieniędzy się wrzuci w ten projekt. Czy będzie zakład w USA równie efektywny, jak ten na Tajwanie? Oczywiście nie. Ktoś zatem za niższą efektywność zapłaci.

Zgadnij teraz Czytelniku, kto to będzie?


Fabryka TSMC w Arizonie zatrudnia obecnie trochę ponad 2000 osób, z których połowa to Tajwańczycy, których firma ściągnęła z Tajwanu. Trochę więc zajmie zbudowanie odpowiedniej kultury pracy, gdzie obie strony będą miały do siebie zaufanie.

Problemów była i jest cała masa: nie tylko te kulturowe, ale i związane z budową zakładu w USA. Znalazłem ciekawe opracowanie pokazujące, ile trwa postawienie zakładu produkcji półprzewodników w różnych krajach. Zobaczeni sami – to średnie czasy postawienia fabryki półprzewodników w latach 1990-2020 (dla ponad 635 zakładów).

Źródło: https://www.trendforce.com/news/2024/02/20/news-opening-of-tsmc-kumamoto-plant-nears-yet-delay-in-arizona-plant-why-is-us-semiconductor-fab-construction-lagging-globally/

Jak zawsze mylące może być użycie średniej. Dlaczego? Ano dlatego, że o ile w latach 90. powstanie zakładu produkcji półprzewodników w USA trwało ok 675 dni, o tyle w okolicach 2010 było to już 918 dni. To też po części wyjaśnia, dlaczego w USA powstawało tych zakładów coraz mniej (tak, czas ma znaczenie, bo czas to jak wiadomo pieniądz).

Jako puenta – budowa pierwszego zakładu TSMC w Arizonie ciągle trwa – to już ponad 3 lata, odkąd wbito przysłowiową łopatę. Dla porównania, fabryka w Kumamoto w Japonii, której budowa rozpoczęła się rok po rozpoczęciu budowy zakładu w Arizonie, została uroczyście otwarta pod koniec lutego tego roku.

Drobnym pocieszeniem dla Arizony jest to, że budowane w Japonii chipy mają być mniej złożone niż w USA.


Tu rzeczony artykuł:


Jeśli dobrze się czytało – wrzuć link do mojego tekstu na Twittera czy Facebook’a, wielkie dzięki! A i zachęcam do obserwowania mnie na Twitterze – komentuję tam nie tylko azjatyckie kwestie

Napisal

Od 2005 w Chinach, gdzie mieszkam, pracuję, obserwuję i piszę :-)

Wpis z kategorii: Chiny · Tagi: , , , , , , , , , , , , ,

2 komentarze(y) do wpisu: "Tajwan / USA / TSMC i różnice kulturowe"

  1. stas says:

    No i rzecz o kulturze pracy- jakby na czasie w perspektywie pierwszomajowej :)- zawsze warto pomyśleć jak się przemysł rozwijał/ rozwinął – i co z tego wynika.
    Ano tak z perspektywy przeciętnego obserwatora to gnamy już na oślep- a to niekoniecznie służy człowiekowi.

  2. Wojtek says:

    Stas – spokojnie, daleko nie pognamy, bo zaraz jest ściana 😉