Zapiski z Chin » Chiny » Alternatywy 4
Alternatywy 4
Pamiętacie? Jeśli tak, to wiecie co nieco, jak się tutaj pracuje. Zapewne duże firmy, koncerny amerykańskie, francuskie, czy niemieckie nie mają takich przygód, jakie mam(y) w naszej firmie.
Chińczycy wciąż nas zaskakują. Uwierzcie – czasami przychodzą im do głowy takie rzeczy, których nie jestem w stanie wyobrazić – i nie wynika to z mojego ograniczenia w pojmowaniu rzeczywistości. Bo przyszłoby Wam do głowy wyjaśniać specowi budowlanemu, że dwie rury, które na rysunku technicznym tworzą całość, ale nie ma między nimi ciągłości w rzeczywistości (tym, co ten spec skonstruował), powinny jednak zostać połączone?
Zazwyczaj coś takiego do głowy nie przyjdzie. Bo w końcu jeśli jest rysunek, to znaczy, że ma być tak jak na nim. Cóż. Tutaj wyjaśnianie zajęło dłuższą chwilę, bo spec z rozbrającą miną i uśmiechem (Chińczyk jak jest przyparty do muru, będzie się uśmiechał – to jego metoda walki ze stresem, niewygodną sytuacją) twierdził, że skoro jest tak a nie inaczej, to zapewne tak ma być. I rysunek nie ma nic do tego. No tak. Tak sobie po prostu zrobiliśmy ten rysunek 🙂
To tylko jedna z sytuacji, jakimi nas zaskakują. Pewnie są olbrzymie firmy budowlane, gdzie takich rzeczy nie trzeba wyjaśniać. Ale i ten nasz ‘spec’ niejeden budynek oddał do użytku. Zaczynam się zastanawiać jakim cudem i ile z tych budynków jeszcze stoi. Ale to już temat na inne rozważania.
To jeszcze nic. Zabawne było także wybieranie restauracji, która będzie się zajmować dowożeniem posiłków do naszego biura. Chwilę to zajęło, bo albo nie było zainteresowania, albo jedzenie jakie proponowano wołało o pomstę do nieba. Ja wszystko rozumiem – że jedzenie będzie bardzo chińskie, że nie będą to jakieś specjały. Ale i tu należy trzymać jakiś poziom. I jak to wyglądało w rzeczywistości? Początki były niezłe – nienajgorsze mięso (choć z obowiązkowymi kośćmi), przyjemne (mniej lub bardziej) warzywa. A potem? Hmmm. Pewnie już się domyśliliście. Zjazd po równi pochyłej. W którymś momencie nie wytrzymałem i zapytałem chińskich współpracowników, czy coś jest ze mną nie tak, czy z tym jedzniem. Bo odnoszę wrażenie, że jest podłe. Potwierdzili. Jest podłe. Co zrobiliśmy? Na jeden dzień zamówiliśmy jedzenie z innej restauracji, coby tej dotychczasowej uzmysłowić, że w handlu obowiązuje zasada ‘klient nasz pan’ i jeśli będą robić takie numery to po prostu podziękujemy im za współpracę. Czy poskutkuje? Zobaczymy.
I tak to wygląda. Proza życia codziennego. Praca i ciągłe wyciąganie informacji od wcale nieskorych do współpracy Chińczyków. Znajomy, Chińczyk, tłumaczył mi ostatnio, że to co się myśli na Zachodzie, że każdy przedsiębiorca chiński chce robić interesy z ludźmi z Europy (Zachodu) to mrzonki. Ubzdurane głównie przez nas. Jasne – część z przyjemnością będzie robić te interesy. Ale powiedzmy sobie szczerze – większości się to po prostu nie opłaca. Nie zgodzicie się z tym? Cóż. Oto agrumenty za prawdziwością tego stwierdzenia. Robienie interesów z Białymi to problem dla Chińczyka. Nie zna taki mentalności, nie wie jak rozmawiać, żąda umów, aneksów, certyfikatów, świadectw i masy innych bzdurnych (z punktu widzenia Chińczyka) papierów. Po co się więc szarpać? Chiny same w sobie są tak olbrzymim rynkiem zbytu, że większość Chińczyków woli robić interesy ze swoimi. Odpadają wszystkie te problemy.
A że znajdą się tacy, którzy jednak są chętni do robienia interesów z Zachodem? Cóż – to proste. Chiny to olbrzymi kraj, więc w tej masie ludzi znajdą się i tacy. Ale uwierzcie mi – to nie jest większość. Chińczycy są świetni w liczeniu pieniędzy. Jeśli więc mają mieć tyle problemów przy okazji handlu z Białymi, to wcześniej sobie dokładnie policzą, ile powinni na tym zarobić na czysto.
Wpis z kategorii: Chiny · Tagi: China, Chiny, Shanghai, Szanghaj, Szymczyk, Wojciech, Wojciech Szymczyk
Ziom, żadnego uśmiechu przy wpisie? To Ci się chyba jeszcze nie zdarzyło. Rozumiem, że robota docisnęła was trochę i widzę, że trochę morale podupadło. Wszystko będzie dobrze kolego, a swoją drogą powinieneś być przygotowany na takie historie, w końcu pochodzisz z kraju, w którym absurd jest na porządku dziennym. Rzeczywiście Chiny to olbrzymi rynek zbytu, ale im szybciej sobie uzmysłowią, że nie są pępkiem świata tym lepiej (mimo obiegowej opinii, że jednak są), jedno załamanie rynku, przegrzanie gospodarki, kryzys paliwowy i upadnie ta było nie było gospodarka na glinianych nogach. Póki co, jest ok, zobaczymy jak długo 😉 Nie bardzo wierzę w kwazi kapitalistyczne przyszłe imperia, które mają wielki problem z rozwarstwieniem społeczeństwa, na bogatą wierchuszkę i setki milionów obywateli, żyjących poniżej progu skrajnego ubóstwa. Powodzenia ziom, kto jak nie Ty. Trzymam kciuki 😉 sajm
Sajm – hej, hej! 🙂 Przeczytalem cala notke raz jeszcze. Naprawde az tak pesymistycznie brzmi? Miala byc raczej do smiechu – wlasnie na zasadzie “Hehe – no to jest tam niemal jak w Polsce” 😉 Morale nie podupada. Spodziewalem sie tych rzeczy, o ktorych pisze. Moze tylko skala mnie zaskakuje 🙂 A co do usmiechu – punkt dla Ciebie – powinno byc ich troche, coby rozladowac napiecie 🙂 Tak po prawdzie, to jeden w tekscie jest, ale niestety (nie wiedziec dlaczego) nie wyswietla go jako buzki 🙂
Spoko stary tym komentarzem nadrobiłeś 🙂 Siadam do włoskiego, ruski już mnie nudzi 🙂 hihi Jak już tam pojadę to może zostanę, zawsze bardziej lubiłem brunetki 🙂 Trzymka sajm
“Bo w końcu jeśli jest rysunek, to znaczy, że ma być tak jak na nim” – no jak to Wojtku – wierzysz jakiemuś rysunkowi, czy rurze rzeczywistej? 😉 Od kiedy to jakieś wirtualne bazgroły mają większe znaczenie? Jak rura z rurą się nie łączy – to widać wie, co robi. 😉
Odezwał się we mnie filozof, heheh.
Trzymaj się! Buziaki!
Sajm – hehe, widzę, że niezłe tempo zapodałeś z nauką języków 🙂 Jednak ten UJot ma jakieś zalety… 😉
Bayushi – droga koleżanko! To właśnie wyjaśnia, dlaczego filozofowie nie powinni budować 😉 A na poważnie – sprawa z rurą BYŁA denerwująca, żeby nie powiedzieć: śmierdząca. Aż nadto więc rzeczywista 🙂 Pozdrawiam!
Buongiorno, a może lepiej buonasera! 🙂
UJ ma jedną zaletę – taką, że kiedyś go zlikwidują 🙂 A z nauką języków, hmmm, na luzie, bez stresów, do stycznia chcę złapać podstawy włoskiego i spoko. A z resztą – trzeba pojeździć po świecie bo ucieka ich znajomość. Ruski – 5 semestrów – 5 lektorów, śmiech na sali. O pomarańczowej rewolucji mogę opowiadać długo, powiem dlaczego palenie szkodzi, bułki w sklepie nie kupię, drogi nie wskażę 🙂 Trochę to wszystko na opak. No ale dobra tam. Arrivederci! P.s. Jak masz chwilę ziom dawaj częściej na gg. Pozdrów Helenę! 😉
Ot życie i nic więcej!!!A u nas jest tak samo.
No to wspaniałych efektów ekonomicznych !!!
Sajm – z UJotem to miałem na myśli, że tak Cię wyprowadził z równowagi, że wziąłeś się za włoski 🙂 Co do lektoratu z ruskiego… Nie bedę komentował. Po co? 😉 Za pozdrowienia dzięki 🙂
StaS – niby racja. Wszędzie jest podobnie. Ale mi się tutaj podoba 🙂 Co do wyników ekonomicznych – daj nam jeszcze jakiś rok, to będzie dobrze 🙂
Wojtku! odwagi 😉 nie od razu Krakow zbudowano 🙂
pozdrawiam
czytajac poprzedni wpis o japonskiej whiskey (Suntory – o ile dobrze pamietam) przypomniala mi sie scena z filmy ‘Lost in translation’ kiedy to Bill Murray ja reklamuje 🙂 polecam!
Stary mam nadzieję, że masz gdzie ogladać siatkówkę, bo tworzy nam się piękna historia!
Pozdrawiam!
Sajm
Marcisza – witaj Alu na blogu! 🙂 ‘Lost in translation’ pamiętam, a jakże 🙂
Sajm – ech, było (jest!) dobrze 🙂 Aż serce rośnie, jak się takie rzeczy widzi 🙂