Zapiski z Chin » Chiny » Najlepsze kraby są w YangChengHu (Jezioro Yang Cheng)
Najlepsze kraby są w YangChengHu (Jezioro Yang Cheng)
Nie jestem ich miłośnikiem. Nie lubię patrzeć na szczypce. A już w ogóle nie rozumiem, co jest takiego w ich mięsie, że płaci się za nie niemałe w końcu pieniądze (choć wciąż te pieniądze w Chinach są o wiele mniejsze, niż ? dajmy na to ? przyszłoby zapłacić za kraba w Polsce).
W czym cała rzecz. Otóż kraba przyrządzić należy, gdy jeszcze jest żyw. Stąd też największe ceregiele są z tym, żeby go dostarczyć do końcowego konsumenta w stanie żywym. Dlaczego ma być żywy? Podobno dlatego, że krab nieżywy wydziela niezdrowe substancje (trucizny). Można się posiłkować umieszczeniem kraba w lodówce (ale nie w zamrażalniku!) – wtedy będziemy mogli zjeść go spokojnie po kilku jeszcze dniach ? choć generalnie zasada jest taka, że im szybciej się kraba przyrządzi, tym lepiej.
Więc robi się to tak.
1. Udajemy się nad jezioro YangCheng, gdzie są odławiane podobno jedne z lepszych krabów w całych Chinach.
2. Kupujemy kilka (w zależności od upodobań i mocy przerobowych naszego żołądka).
Pytanie: kto odgadnie który krab jest jakiej płci?
3. Dostajemy w gustownej torbie nasze upragnione kraby. Związane sznurkiem (podobno jak taki się szczypcami wbije, to nie należy to do najprzyjemniejszych rzeczy ? a ja tam im dowierzam), ze znaczkiem (niemal jak obrączką uwieszaną przez ornitologów ptakom) potwierdzającym oryginalność.
4. Myjemy kraba. Pod pachami ? tfu ? znaczy sie pod szczypcami 😉
5. Wkładamy do głębokiego talerza.
6. Talerz zaś wkładamy do garnka z wodą.
7. Przykrywamy wszystko pokrywką (garnek z wodą, w której to wodzie zanurzone mamy nasze naczynie z krabami).
8. Włączamy gaz.
9. Czekamy, przytrzymując pokrywkę (w miarę jak się robi gorąco, kraby zaczynają się ‘wiercić’).
10. Po jakiś 20-30 minutach wyłączamy gaz. Gotowe. Kraby w gustownym kolorze, można się objadać. Polecam do tego specjalny sos sojowy z kawałkami korzenia imbiru.
Przepis prosty, sprawdzony – mistrzem ceremonii była Hela, która za krabami przepada 🙂 Ja tam jakoś wolę gotowe paluszki krabowe 🙂
Osoby które ten wpis przeraził ? tak się w Chinach kraby po prostu przyrządza.
Wpis z kategorii: Chiny · Tagi: China, Chiny, Shanghai, Szanghaj, Szymczyk, Wojciech, Wojciech Szymczyk
Jakoś nigdy nie byłem zwolennikiem specjałów które albo żyją na talerzu (japońskie przepisy na ryby siekane w taki sposób by nie tylko żyły na talerzu, ale by jednocześnie mogły się palić), albo żyją podczas przyrządzania.
Być może wiąże się to z dosyć zdrowym podejściem, że skoro już siadam głodny do obiadu, to nie zamierzam w żadnym wypadku specjału gonić gdy tenże zacznie uciekać. Być może też gdzieś w głębi po prostu, zaczyna się taksowanie wartości humanitarności. Oczywiście, to czysta hipokryzja, rozgraniczając kotleta czy przygotowanie kraba. Czy świnkę czy cielaka, boli mniej bo ucięto mu kawał mięcha już po tym jak dostał parę razy po głowie?
Tym sposobem niby wybiłem sobie z głowy powyższe wątpliwości. Coś jednak mi mówi, że kraby nie będą moim ulubionym daniem 🙂
A fe, a fe…..
Toż to niehumanitarne. Może się odechcieć jeść!!!!
Jedz ty lepiej już jarzyny i owoce i ryż z jabłuszkiem….
Chyba nie przeraził. Krabów w całości zjeść nie miałam okazji. Jak się do tego właściwie zabrać? Ale chyba musi być smaczne, krabo-mięso jest dobre, a maczanie w sosie z imbirem na pewno świetnie smak podkreśla.
Co do przerażania – Koreańczycy surowe ośmiornice zajadają, Japończycy krewetki, więc gotowanie żywych krabów jakoś chyba można przeżyć (jeśli się krabem nie jest).
Paweł – ano właśnie. W tym względzie Chińczycy są bardziej pragmatyczni – jedzenie to jedzenie 😉 Więc nie wróżę tu ruchom broniącym kraby/inne zwierzaki powodzenia.
Stas – nie no, jakie ‘a fe’ 😉 O gustach się przecież nie rozmawia. Samo mięso jest dobre – i tylko to opakowanie wygląda mało apetycznie 😉
Bayushi – hmm. Jak sie zabrać do jedzenia całego kraba? Umówię Cię na rozmowę z Heleną – ona jest w jedzeniu krabów ekspertem 🙂
Po innych “przysmakach” ktore jadalem w Chinach (pies, mrowki, karaluchy) kraby to delicja…..
A co sadzisz o tym krabie w miekkiej skorce, Wojtku?
No nie wiem, czy to jest apetyczne…
Biedny żywy !!!krabik, omotany sznurkiem, dociskać pokrywkę, by nie uciekał….
No nie, niech ta Helena wymyśla inne dania, bo to jest sadyzm… Moja sympatia jest po stronie krabów!!
OK, a może jeszcze jakiś film z instrukcjami na blogu? 😉
Bo może więcej ciekawskich, tylko się przyznać boją.
Kuba – o!, to było coś 🙂 Tego kraba na sposób japoński to ja zjadłem całego – tutaj jakoś Heleny nie przekonał 🙂 Cóż – potwierdza się, że gusta ma się różniste. Szczególnie przy stole 🙂
Stas – hmm, no nad innymi daniami można pomyśleć. Choć Helena wciąż ma mi za złe, że nie powiedziałem jej, jak się robi kaszankę ZANIM zabrała się do jedzenia 😉
Bayushi – hmm, no filmiku żadnego nie udało mi się zrobić – kuchnia mi cała zaparowała 🙂 A przepis jest naprawdę prosty – jest to oczywiście tylko jeden ze sposób przyrządzenia kraba na sposób chiński.
Tak czy owak kaszanki nie robi się z żywego zwierzaka!!
Oni tj. Chińczycy jedzą jakieś robale, no i co…
Czy wobec tego nasza kaszana nie jest “bardziej przyzwoita”?
Zresztą oni maja chyba w ogóle dosyc dużo dziwnych potraw ???
Stas – ok, z kaszanką zgoda. Ale przypominam, że raki jak się w Polsce przyrządza – to też powinno się je do wrzątku wrzucać żywe.
A co do dziwnych potraw – to zależy, co uznamy za dziwną potrawę 🙂
Raki to już nie wiadomo”gdzie zimują”….
Może tak kiedyś było, teraz to by ekolodzy na to nie pozwolili. No chyba….
A tak w ogóle to bardziej mnie interesuje na początek sposob parzenia herbaty. Desery i tak w ogole to co u nas się zwie maszkiety.
No ,jeżeli smaczne tak ,jak mówicie to spróbowałabym pod warunkiem, że ktoś mi je przyrządzi. No oczywiście nie w mojej obecności.
Stas – trzeba po prostu ekologa, który lubi raki. Na talerzu 🙂
Co do herbaty. Hmm. Taki tradycyjny-ceremonialny sposob parzenia? Czy taki zwykly-codzinny? Bo to niebo a ziemia.
Desery. Ok. Cos poszukam deserowego 😉
Boguśka – zobaczymy, może uda nam sie w przyszłym roku przerzucić jakiegoś kraba do Polski 😉
Herbata jest u nas jakby zepchnięta na drugi plan. To z “dawnych czasów” kiedy wydawała się w realu luksusem….
A parzenie herbaty?
No najlepiej sposób ceremonialny, tak żeby tu olśnić, albo co najmniej zrobić spotkanie herbaciane.
Codzienne też może być.