Zapiski z Chin » Chiny » Jak zjeść lunch za 35PLN i zrobić w Chinach furorę?
Jak zjeść lunch za 35PLN i zrobić w Chinach furorę?
O, to pytanie z rodzaju podchwytliwych, ale jak się okazuje – odpowiedź jest prosta 😉
Więc tak – po pierwsze trzeba być co najmniej wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych. Należy w trakcie oficjalnej wizyty wybrać niewielką lokalną restauracyjkę, wybrać się tam z czwórką towarzyszących osób (jedną z nich może być wnuczka, inną – np nowo mianowany Ambasador USA w Chinach) i zamówić, tu uwaga – notujcie Drodzy Czytelnicy skrzętnie:
Zdjęcie: http://www.ttmeishi.com/CaiPu/bbfdecb5ffd741ca.htm
Zdjęcie: http://www.nipic.com/show/1/55/77caffbf9dbbb64d.html
Zdjęcie : http://www.ttmeishi.com/CaiPu/db60ff088dd911e1.htm
Zdjęcie: http://hubeicai.abang.com/od/jiachangxiaocai/a/paihuanggua_p1.htm
Zdjęcie: http://www.sbar.com.cn/caipu/75684/
—–
Na koniec zaś uregulować rachunek w wysokości 79 RMB banknotem 100 yuanowym, zaś resztę zostawić jako napiwek (choć wręczania napiwków w Chinach się nie praktykuje).
Zdjęcie: http://blog.sina.com.cn/s/blog_7c50dfdd0100tcgj.html
I tyle. Rozgłos zapewniony, o czym zaświadczą całe rzesze chińskich internautów oczerowanych takim zachowaniem. Amerykański wiceprezydent Joe Biden zapadnie im w pamięć 🙂
Wpis z kategorii: Chiny · Tagi: Beijing restaurant, China, Chiny, furora w Chinach, Joe Biden, USA, Wojtek Szymczyk, zapiski z Chin, Zapiski z Panstwa Srodka
[…] Jak zjeść lunch za 35PLN i zrobić w Chinach furorę? O, to pytanie z rodzaju podchwytliwych, ale jak się okazuje – odpowiedź jest prosta Więc tak – po pierwsze trzeba być co najmniej wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych. Source: szymczyk.foxnet.pl […]
Ano i w tym przypadku okazuje się jak w prosty sposób można w marketingu wykorzystać oczekiwania tzw. przeciętnego człowieka, który lubi jak “wielcy” świata tego schodzą z salonów i mieszają się-z tłumem. Ot taka demonstracja- jestem jednym z was- zjem za taką kwotę jak każdy przeciętny, w takiej restauracji dla każdego itd. A potem już zabawa na całego , jak w naszej kampanii wyborczej- jakiś pan fotografuje się na kombajnie- taki przecież rolnik i znawca realiów życia na wsi, a inny , co kiedyś znał realia życia i wiedział co i ile kosztuje- rzuca wyzwania i piana się pieni, oj pieni. Wprost mydełko “Fa”. No i okazuje się, że o dziwo wszyscy są zadowoleni-tłum , bo widzi swojskość “wielkich”, a ci… I zabawa trwa, oj trwa…
Stas – powiedzmy sobie szczerze, do takich gestów to najpierw trzeba mieć pozycję. Podejrzewam, że takie ‘zagranie’ polskiego polityka w Chinach nikt by nawet nie raczył słowem skomentować, oczywiscie nie licząc polskich ‘dziennikarzy’ z zaprzyjaźnionych mediów 😉
Ano pewnie- to jest taki syndrom amerykański. Wszyscy mają taką wizję dobrobytu, demokracji i wolności ukształtowaną przez lata różnie przecież tworzonej, nie zawsze chlubnie, potęgi.
No cóż, mieszkańcy każdego kraju lubią gdy docenić ich kulturę, docenić ich starania i to, że polityk nie zamierza się zamknąć w jakiejś “szklanej twierdzy”. Wydaje mi się, że to zachowanie idzie jeszcze dalej – nawet jeśli nie udaje się przed wyjazdem do kraju X opanować języka jako tako – to już samo nauczenie się chociażby najprostszych zwrotów może zjednać sympatię, a próby mówienia (choćby z błędami i trudnościami) – zazwyczaj ma się tubylców w kieszeni (sprawdzone w Zachodniej Europie, nie wiem czy to działa w Azji 🙂
Maćku – bycie ludzkim (znaczy się takim bliżej ludzi 😉 ) sprawdza się zawsze i wszędzie. Co do prób dukania w obcych językach – pewnie zjednuje sobie ludzi na początku, ale potem wymagania ‘tubylców’ rosną bardzo szybko 🙂 Inna sprawa, że to raczej nie dotyczy polityków, bo Ci jak wiadomo zazwyczaj nie robią niczego z grzeczności, tylko z konieczności ‘nabiajania’ sobie popularności.