Wpisy Komentarze

Zapiski z Chin » Chiny » Jak wakacje, to w Polsce

Jak wakacje, to w Polsce

Dzisiaj będzie pozytywny wpis – o wakacjach, które w końcu udało nam się ponownie spędzić w kraju i o rzeczach/miejscach, które na plus wybijają się na tle Chin.


1. Pierwszy plus leci w kierunku oferty kulturalnej

Kupienie w Chinach biletu dla całej rodziny na koncert muzyki poważnej granej przez profesjonalnych muzyków, czy na operę, ew. przedstawienie teatralne to pokaźny wydatek (pomijam już w ogóle kwestię konieczności kupienia biletów na długo, długo przed wydarzeniem). W Polsce, fakt faktem, że to wyjątkowa okazja – udało się nam wybrać w lipcu do Filharmonii Śląskiej na koncert za … 10pln za bilet. Owszem, to wydarzenie specjalne, normalnie ceny są wyższe, ale w dalszym ciągu liczba opcji i cena jest na korzyść Polski.

Wydarzeniem, na które się wybraliśmy, była „Wielka Symfonika”, gdzie Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Śląskiej dyrygowali uczestnicy II Międzynarodowego Kursu Dyrygenckiego im. Grzegorza Fitelberga. Na skrzypcach zaś grał Łukasz Jagiełło, student katowickiej akademii muzycznej. Córkom niesamowicie się podobało i to nie tylko z tego powodu, że same uczą się grać na skrzypcach.

Warte zauważenia są również różne imprezy lokalne. Wspomnę tu o jednej (“Barbórka w środku lata”), organizowanej w trakcie naszego pobytu w kraju w moim mieście rodzinnym: w Tarnowskich Górach. Dla takich imprez warto przyjeżdzać i takich imprez w Chinach mi brakuje.

Tegoroczna impreza była też o tyle wyjątkowa, że na scenie wystąpiła moja starsza córka grając na skrzypcach dzięki uprzejmości Śląskich Smyków.

Śląskie Smyki tak swoją drogą polecam – nie tylko mają znakomitą dyrygentkę (pani Alicja Pacześniak-Słota), ale też zaskakują repertuarem – każdy znajdzie coś dla siebie (moim numerem jeden w tym roku na koncercie było ‘Smoke on the water’ Deep Purple).

Kto nie słyszał – niech posłucha np. Work from Home w wykonaniu Śląskich Smyków:


Tutaj zaś krótkie podsumowanie tegorocznej Barbórki: https://www.youtube.com/watch?v=OKqP6xeagnQ


No i skoro jestem już przy Tarnowskich Górach, to wszystkim moim Czytelnikom polecam tradycyjne tarnogórskie Gwarki (najbliższa edycja już we wrześniu – link poniżej).


I szczególnie polecam uwadze koncert Śląskich Smyków i Czesława Mozila (w tej kolejności 😉).

Wyjątkowo do gustu przypadł mi ten mural!
Jeden z symboli miasta.
Kliknij o przejdź do dedykowanej Gwarkom stronie internetowej!

Gdyby kogoś takie klimaty piknikowe nie bawiły, to warto wybrać się do Kopalni Srebra (znajduje się na liście UNESCO, jeśli na kimś to robi wrażenie – ale nawet bez obecności na tej liście warto byłoby miejsce to zobaczyć): https://kopalniasrebra.pl


Wróćmy do głównego wątku: liczba wydarzeń do liczby ludzi jest na tyle duża, że człowiek zawsze coś znajdzie i nie musi przebijać się przez tłumy – to jest bez wątpienia duży plus.

Dziecko w końcu nie może siedzieć wyłącznie w książkach – musi mieć szansę na zrównoważony rozwój (tyle się mówi w rzeczywistości biznesowej o zrównoważonym rozwoju, a zapomina się, że to odnosi się także do normalnego życia).

No i nie ma lepszego miejsca na konie niż Polska 🙂

Nie muszę chyba dodawać, że dla moich dziewczyn to był jeden z głównych punktów wakacji w kraju.


2. Drugi plus dla ciekawych miejsc, które bawiąc uczą

Takowe miejsca są i w Chinach, ale problemem jest albo dystans/albo cena/albo tłumy/albo brak dbałości o miejsce (niestety, to częsta przypadłość – coś wygląda dobrze na początku, a potem podupada).

Wymienię dwa takie miejsca, które odwiedziliśmy w tym roku w Polsce i o których mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że spokojnie konkurują (żeby nie powiedzieć: wygrywają) z podobnymi miejscami w Chinach.

Planetarium Śląskie.

Byliśmy w 2019, zanim rozpętała się pandemia, byliśmy i w tym roku – już w nowym, odremontowanym planetarium. Wizytę podsumować mogę jedynie słowem: rewelacja.

Kadr z jednego z filmów
Pamiętam, jak w Chinach kiedyś tłumaczono ‘waiguoren’ czy ‘laowai’ (obcokrajowiec) jako ‘alien’ (ósmy pasażer Nostromo). Teraz na szczęście jeśli po angielsku to już chyba wszędzie jest ‘foreigner’. Tym niemniej – gdybyście nie wiedzieli, to w Planetarium cały czas obowiązuje zakaz dokarmiania ‘alienów’ 😉

Dwa filmy, które mieliśmy okazję obejrzeć, zainteresowały zarówno moją starszą (11lat), jak i młodszą córkę (6lat). Do tego dobrej jakości słuchawki, jeśli ktoś chce słuchać po angielsku. Widać, że włożone pieniądze były tego warte – takie wizyty dzieci zapamiętują na długo!

Początkowo myślałem, że niczym mnie nie zaskoczy – wszak w Szanghaju mamy Muzeum Nauki i Techniki, które również skierowane jest do najmłodszych, więc co może być, czego by nie było w Chinach? Okazało się, że byłem w błędzie. ‘Kopernik’ zaskoczył mnie kilkoma rzeczami (bynajmniej nie samą postacią gadającego Kopernika – który jak się okazało po chińsku nie mówi 😉 ), ale najważniejsze było to, że wszystkie (tak, wszystkie) eksponaty działały.

I to nie tak, że mówię o jakiś eksponatach w gablotach, gdzie małe ręce nie mają dostępu. Mówię o tych wszystkich, które dzieci mogą dotykać i którymi się bawią (ucząc jednocześnie – nawet jeśli sobie jeszcze z tej nauki nie zdają sprawy). Jakże miła to odmiana po chińskich doświadczeniach, gdzie wszystko działa po otwarciu atrakcji, ale jak już się popsuje, to wielokroć nie jest naprawiane. Piszę to jako osoba, która miała swego czasu całoroczne biletu do szanghajskiego muzeum techniki i nauki.

Podobał mi się również (choć doceniłem dopiero po wejściu do środka) system rezerwacji na określoną godzinę – pozwala to, na podstawie danych dotyczących wejść/wyjść kontrolować ilość osób w środku a co za tym idzie – ilość dzieci bawiących się w środku.

Efekt – wszystkim da się pobawić, bez czekania w długich kolejkach (do niektórych atrakcji trzeba było poczekać kilka chwil, ale to były dosłownie chwile).

Znowu porównam to do szanghajskiego przybytku, gdzie upycha się tyle ludzi, ile wejdzie, ale już bez jakiegokolwiek zarządzania – kiedy wchodzą/kiedy wychodzą. Skutkuje to potężnymi tłumami i średnim (żeby nie powiedzieć fatalnym) doświadczeniem.


Na koniec wspomnę jeszcze o dwóch miejscach, które z nauką może nie mają wiele wspólnego, ale które zapewniają dzieciom masę wrażeń.

Energylandia

Słyszałem w Polsce różne opinie, ale muszę napisać jedno – porównując to (znowu jako posiadacz całorocznego biletu) z szanghajskim Disneylandem jest to miejsce dla dzieci znakomite. Znakomite przedstawienia (grupa EGO – gratuluję zaangażowania i pasji!), niewielkie kolejki (większość atrakcji to było maksymalnie 20 minut). Owszem, ktoś może powiedzieć, że pewnie ludzi było niewielu – tego ocenić nie jestem w stanie, jak tylko tak, że staliśmy (z braku miejsc) na stosunkowo odległym miejscu na parkingu, ale uwierzcie mi – po chińskich doświadczeniach człowiek w polskim parku rozrywki autentycznie odpoczywa.

Ilość wszelakich atrakcji dla dzieci również pozytywnie zaskakuje – grunt wszak, to nie stać w wielogodzinnych kolejkach, tylko korzystać z różnych atrakcji.

Robiący wrażenie ‘water-coaster’ Speed – warto spróbować, tylko uwaga – po atrakcji trzeba suszyć ubrania!

Infrastruktura również znakomita – masa czystych toalet (kto ma dzieci, ten wie, jakie to ważne), sporo miejsc, gdzie można kupić coś do jedzenia czy picia. O cenach nie mówię, bo ceny w Polsce to zupełnie odrębny temat. Byliśmy jeden cały dzień i nie udało nam się wszystkiego zobaczyć. Moje dziewczyny w przyszłym roku chcą wybrać się na 2 dni, co wydaje się – z uwagi na wielkość parku i ceny biletów 2-dniowych – całkiem dobrym rozwiązaniem.

No i to miejsce, które też pozostaje w pamięci – moja córka na koniec dnia, można powiedzieć, że na ostatni moment – zdecydowała się spróbować największego water coastera (Speed). Przejechała się dwa razy i wspomnienie tych przejazdów na pewno z nią na długo pozostanie.

— — —

Suntago

Choć mam mieszane odczucia, to wspomnę, bo miejsce wyjątkowo przypadło moim córkom do gustu.

Zacznę od liczby ludzi – po chińskich doświadczeniach mam wrażenie, że żadne tłumy w Polsce nie są w stanie mnie przerazić czy zniechęcić. Owszem, momentami było tłoczno, ale to nie tak, że stałem plecami w plecy z innymi ludźmi w basenie.

Momentami było więcej ludzi niż na powyższym obrazku, ale mimo wszystko nie są to chińskie tłumy!

Punktem obowiązkowym (żeby nie powiedzieć – dla dzieci głównym ) są zjeżdżalnie – moje córki były zachwycone (nawet, jeśli początkowo się bały niektórych – zresztą tak po prawdzie to tych najbardziej ekstremalnych nie próbowały).

Wsi spokojna, wsi wesoła… Suntago Village, czyli najbliższy (i oficjalny) nocleg parku wodnego

Co mi się natomiast nie podobało? Miałem wrażenie, że ogólnodostępna strefa, w porównaniu np. do strefy Relax jest zdecydowanie za mała. Przydałoby się więcej basenów i bardziej zróżnicowanych w tych miejscach.

Nie podobały mi się również ceny – ja wiem, że w gastronomii marże są dwucyfrowe (a na napojach nawet trzycyfrowe), ale bez przesady – czteroosobowa rodzina zostawi tam pokaźną kwotę w ciągu dnia.

Podsumowując – dzieciom się podobało, my zaś podsumowaliśmy, że fajnie było spróbować i doświadczyć, ale gdyby nie fakt, że zatrzymaliśmy się tam w drodze do Warszawy, to wybieranie się ze Śląska tylko i wyłącznie do Suntago nie jest najlepszym pomysłem.


Z ‘poważniejszych’ miejsc, bo i takich nie mogło zabraknąć, to wspomnę o Zamku Królewskim w Warszawie.

Obawiałem się tej wizyty, bo wiecie jak to jest – młodsze dzieci niekoniecznie zainteresowane są miejscami, gdzie unosi się zapach wiekowych eksponatów i w których na każdym kroku jest się obserwowanym jako potencjalny zakłócacz porządku (w jeden z sal zdarzyło mi się coś pokazywać córkom wyciągniętą ręka – jak się okazało moja rękę ‘wyszła’ poza barierkę, choć dalej metry od najbliższego eksponatu, na co ‘salowa’ zwróciła mi bardzo poważnie uwagę że nie mogę ręki wyciągać, bo uruchomię czujniki. Serio? Trzeba te czujniki zatem trochę inaczej ustawić.

Ech, to były czasy 😉
Pieczęcie (a dokładniej tłoki pieczętne) i stemple centralnych władz państwowych II RP oraz polskich placówek dyplomatycznych sprzed 1939r. Miała też być (na najniższej półce) z Poselstwa Polskiego w Chinach, ale gdzieś się zapodziała..
Był i element chiński – pięknie wykonany zegar z chińskimi motywami.

Ale wróćmy do pozytywów.

Dziewczyny chciały audio przewodniki z językiem angielskim i to był strzał w dziesiątkę – nie dość bowiem, że dostaje się słuchawki, to jest do tego wszystkiego odtwarzacz w formie niewielkiego tabletu, gdzie wyświetlane są dodatkowe informacje. Nasza młodsza córka (6lat) z prawdziwym zainteresowaniem słuchała wszystkiego (do tego stopnia, że kilka eksponatów, których nie zobaczyła w trakcie trasy, oglądała i odsłuchiwała siedząc jeszcze po zwiedzaniu w szatni). Polecam!


Jako, że wpis się rozrósł, to na tym poprzestanę. Jak widać, tegoroczny pobyt w Polsce udał nam się (choć mieliśmy też różne ‘przygody’, o których może kiedyś wspomnę) a był to wyjazd długo oczekiwany (całe 4 lata, kiedy to doświadczaliśmy ‘uroków’ COVIDowych ograniczeń).

O minusach, czyli tym, gdzie w porównaniu z Chinami wypadamy gorzej, napiszę w jednym z kolejnych wpisów.

Napisal

Od 2005 w Chinach, gdzie mieszkam, pracuję, obserwuję i piszę :-)

Wpis z kategorii: Chiny · Tagi: , , , , , , , , , , , , , , ,

2 komentarze(y) do wpisu: "Jak wakacje, to w Polsce"

  1. stas says:

    No i dobrze, że widzicie jak zmienia się pozytywnie u nas- tyle, że szaleństwo cen niekoniecznie pozwala przeciętnej rodzinie na takie zwiedzanie.:)

  2. Wojtek says:

    Stas – zmienia sie, to bez dwoch zdan. W ogolnym rozrachunku czy pozytywnie, to inne pytanie i tu przyjazd na wakacje (wiadomo, ze nie mysli sie wtedy zbyt wiele o innych tematach) nie moze byc wyznacznikiem. Ceny – o, to juz inny wyznacznik i tak, on wplywa na ocene calosci. Ale o tym i o innych rzeczach w jakims wpisie w przyszlosci (niedalekiej)