Zapiski z Chin » Chiny » COVID? Końca nie widać…
COVID? Końca nie widać…
Zeszły tydzień poniedziałek i wtorek to dla mnie spotkania w Szanghaju z klientami. W środę przyjechałem do Ningbo, miasta położonego od Szanghaju o jakieś 300km. Tu mam jedno z biur, więc część mojego czasu w tygodniu spędzam w tym mieście. W piątek wracam do Szanghaju. Wyjeżdzam o 9, o 12 jestem w Szanghaju. Można rzec – tydzień jak zawsze. Tym razem jednak niedługo po dotarciu do celu dostaje telefon z biura – szuka mnie policja, a że mnie w mieszkaniu w Ningbo nie zastali, to przyjechali do firmy. To coś nowego, w końcu o ile mi wiadomo niczego na sumieniu nie mam 🙂 Okazuje się, że system monitoringu wytypował mnie do sprawdzenia. Jaki system? Jakie sprawdzenie? Wyjaśnia się szybko, że to z tego powodu, że przyjechałem z Szanghaju, gdzie to w ostatnim czasie było kilka nowych przypadków zarażeń wirusem. Trafiłem na listę ‘podejrzanych’, z którymi trzeba potwierdzić, czy nie byli w strefach wysokiego ryzyka.
No tak, mówię, tylko że ja już jestem z powrotem w Szanghaju, więc co teraz? Muszę wysłać lokalizację, więc robię to od razu z telefonu – udostępniam moją lokalizację w czasie rzeczywistym, żeby policjant mógł się naocznie przekonać, że rzeczywiście jestem w Szanghaju, a nie w dalszym ciągu w Ningbo. Ok, dostaje jeszcze tylko przypominajkę, że przy kolejnym przyjeździe do Ningbo muszę zrobić wcześniej test. Nie ma sprawy – jak trzeba, to zrobię test. W Szanghaju to raptem rejestracja w telefonie w aplikacji, platność tamże, potem trzeba podjechać i zrobić test. W normalnym trybie czeka sie 6 godzin, ekspresowo można wyniki dostać już w 3godziny.
Mija weekend – spokojny. Powinienem jechać do Ningbo, ale tym razem to w Ningbo pojawiają się nowe przypadki, raptem 3, ale znając Ningbo i ich podejście wstrzymuję się z podróżą. Jak się okazuje słusznie, bo dzisiaj rano (wtorek) dostaję informację, że jedna z dzielnic zostaje ‘zamknięta’. Przeprowadzane są masowe testy, jeden z moich pracowników jest z tejże dzielnicy, więc dla niego oznacza to pracę z domu przez najbliższe dni (do czasu aż lockdown nie zostanie zniesiony).
Czy to zbyt rygorystyczne środki? Nie wiem, nie mi o tym się wypowiadać. Ale liczby mowią same za siebie – nie ma w całych Chinach w miesiącu tylu przypadków co w Polsce w jeden dzień.
Że jest ryzyko, że można samemu znaleźć się w miejscu, które zostanie objęte takim lockdownem (czyli nie można poruszać się poza wyznaczony obszar – zazwyczaj własnie dzielnicy, czy osiedla)? Oczywiście – stąd też moje podróże ograniczam do niezbędnego minimum. Między Ningbo a Szanghajem samochód (żeby unikać jazdy pociągiem). Między Szanghajem a Pekinem samolot. Tyle mogę. Do zera to ryzyka nie ogranicza, ale są to jakieś dodatkowe środki zaradcze, które w sumie tak dużo mnie nie kosztują.
— —
Chcesz być na bieżąco z wpisami na moim blogu – zasubsrybuj!
Wpis z kategorii: Chiny · Tagi: blog o Chinach, Polacy w Chinach, Wojtek Szymczyk, zapiski z Chin, Zapiski z Panstwa Srodka
tak trzymać 🙂 pozdrawiam.
Ta walka z kowidem jest skomplikowana, chociażby z tego powodu, że w Europie bariery nie są przestrzegane przez społeczeństwo tak jak dzieje się to w Chinach.
Na jesieni przebywałam w Polsce i byłam zaszokowana widząć większość osób bez masek w środkach transportu publicznego.
Starałam się nie spotykać ze znajomymi, którzy mają dzieci, wiedząc, że to właśnie malusińscy przenoszą wirusy i często nie zapadaję na te same choroby co dorośli.
Niestety inna kultura i inne wychowanie. W Chinach panuje dyscyplina i każdy ją przestrzega skrupulatnie dla własnego i innych dobra.
Artur – dziękuję! Trzymam się czego się tylka da 🙂
Anna – przerażające jest to, że mówi się tyle w dyskusjach o Chinach o prawach człowieka, ale zapominamy, że to nie jakieś gadanie, ale to co robimy na codzień świadczy o tym, jak te prawa człowieka szanujemy.
Czy te setki dziennie które umierających w Polsce musiały umrzeć? Czy ograniczenia w Chinach, fakt że czasami uciążliwe (dla takich np osób jak ja, które muszą dużo podróżować) to naprawdę taki gwałt na wolności?
Jak to wszystko oceniać, jak porównywać – w Chinach dzięki tym środkom i poważnym podejściu ludzi od ograniczeń liczba zgonów jest naprawdę niewielka i nieporówywalnie mniejsza niż w Polsce. Chiny radzą sobie całkiem nieźle, gospodarka też daje radę – mimo (a może dzięki) tym ograniczeniom i dyscyplinie. U nas się tak nie da?
Wojtku, na 100% podpisuję się pod Twoją wypowiedzią.
Niesprawiedliwa krytyka Chin wiąże się z sentymentem zazdrości ludzkiej.
Chiny w ciągu 30 lat “dogoniły” zachodni świat stając się potegą ekonomiczną, czego Jankiesi nie mogą sobie podarować. Właśnie z tego powodu zachęcaja inne narody do oczerniania Chin.
Nie mogę się z tym faktem pogodzić.
Ostatnio usłyszałam wiadomość, że bojkotują dyplomatycznie Zimową Olimpiadę na skutek „etnocidu Ujgurów”.
A co oni wyczyniają z Indianami, zamykając ich w rezerwatach?
Życie w rezerwacie jest bardzo ciężkie. W niektórych społecznościach rezerwatu wszechobecna bieda oznacza, że dzieci rdzennych Indian walczą o przetrwanie. Nawet mogą nie wiedzieć, gdzie będą spać lub czy będą miały coś do zjedzenia lub kto będzie się nimi opiekował.
Na tym zakończę moje wywody, gdyż nie chcę polemizować. Polityka to trudny orzech do zgryzienia.
No u nas dać by się dało, tyle że każde działania zapobiegawcze nabierają rangi politycznej. Pewnie ta wolność, czy “rozwiązłość” tzw. “demokratyczna” do niczego dobrego nie prowadzi. No i co z tego , że mamy przepisy – zasady jak mało kto się do nich stosuje, bo nikt tego nie sprawdza- a jak już to wrzawa o ograniczaniu wolności i takie tam … 🙂
Właściwie to w pewnych sytuacjach wymuszony rygor jest pożądany, żeby-paradoksalnie- bronić ludzi przed ich błędnymi decyzjami.
No taka w ogóle samodyscyplina Chińczyków budzi podziw- może to nawyki wynikające z ich historycznych doświadczeń i organizacja życia społecznego?
Anna – uchyle tu rabek tajemnicy i zdradze, ze moj kolejny tekst (jutro albo w piatek tu opublikuje) bedzie wlasnie o tym bojkocie zimowej olimpiady w Pekinie, bo to wyjatkowo ciekawy temat 🙂
Stas – w naszym systemie slupkow sondazowych nie wiem, czy by sie dalo… Natomiast jest wyjatkowo niebezpieczna gra, kiedy sie wprowadza jakies przepisy, ktorych sie potem nie egzekwuje – bo ludzie to widza i dzisiaj nie przywiazuja wagi do jednego a za jakis czas do czegos innego. Wiec albo nie wprowadzac, albo jak juz sie wprowadzilo to egzekwowac.
Będzie o czym mówić.
Czekam na kolejny wpis na ten temat.