Zapiski z Chin » Chiny » Bój to mój ostatni… czyli stypendium dobiega końca
Bój to mój ostatni… czyli stypendium dobiega końca
Zakończyłem naukę na Fudanie. Napisałem ostatni z egzaminów, wynikami nawet się już nie interesuję – jako, że otrzymałem certyfikat/dyplom ukończenia rocznego kursu (z mojego punktu widzenia najważniejszy dokument).
Przed oficjalnym zakończeniem odbyło się kilka pożegnań – bardziej i mniej wylewnych z ludźmi, którzy wyjeżdzają już do swoich krajów. Między innymi spotkaliśmy się na wspólnej kolacji pożegnalnej mojej grupy. Głównym organizatorem był Ben – wywiązał się z tego zadania znakomicie.
(na zdjęciach od lewej: Ben – Australijczyk chińskiego pochodzenia – ew. Chińczyk australijskiego pochodzenia :-), nasza ‘główna’ nauczycielka, Alex – Kanadyjczyk)
(zdjęcie pierwsze z lewej – moja osoba z grupą japońską :-), zdjęcie środkowe – Japonka, Meksykanin, Hiszpan/Amerykanin (z naciskiem na: Hiszpan), zdjęcie ostatnie – grupa Słowiańska (dwóch Rosjan i jeden Polak 😉 )
Wyszukał restaurację japońską, która może do najtańszych nie należy, ale jedzenie, jakie tam przyrządzają okazało się być warte swojej ceny – wszelkiego rodzaju ryże, makarony, ryby, mięsa wszelakie, warzywa – rewelacja. Do tego do wyboru piwo/sake/wino. Wygrała, nie wiedzieć dlaczego, sake 😉
Czy mam poczucie, że coś się kończy? Hmm. W zasadzie to nie. Ja sobie mówię, że to dopiero początek. Co udało mi się zrobić przez ten rok? Wydaje mi się, że sporo rzeczy. W ramach krótkiego podsumowania:
1. Wiem, że mogę tu mieszkać. Nie miałem problemów z przystosowaniem się do tutejszych warunków, zwyczajów. Oczywiście – co krok spotykam się z czymś nowym, innym. Ale staram się nie przykładać do wszystkiego europejskich/polskich miar – i wydaje mi się, że to klucz do wszystkiego.
2. Czuję się swobodnie w tym mieście. Jeszcze wielu rzeczy nie jestem w stanie sam załatwić (rok nauki chińskiego to trochę mało), ale solidne podstawy mam. Teraz nic, tylko dalej się uczyć. Już w bardziej praktycznym wymiarze.
3. Językowo wiem, że jeszcze daleka droga do pełnej komunikatywności, ale wcale mnie to nie zniechęca. Będę uczył się dalej. Pewnie całe życie 😉 Zapewne w Pekinie byłoby łatwiej (dialekt szanghajski to zupełnie inna bajka), ale Szanghaj ma wiele innych zalet 🙂
4. Poznałem trochę ludzi i ludzisk. Z niemal każdego zakątka świata. Sporo się od nich nauczyłem – co też niesamowicie sobie cenię. Podobno boimy się tego, czego nie znamy. Ja więc miałem to szczęście, że wiem teraz trochę więcej o świecie. Może brzmi to strasznie pompatycznie, ale uwierzcie mi, że nic tak nie pomaga w przełamywaniu stereotypów/uprzedzeń/obaw jak poznanie tych ‘nieznanych’.
Mógłbym spokojnie jeszcze kilka punktów zamieścić, ale wszystko w swoim czasie. Na początek niech będą te cztery. Wbrew pozorom nie najważniejsze 🙂
Wpis z kategorii: Chiny · Tagi: China, Chiny, Shanghai, Szanghaj, Szymczyk, Wojciech, Wojciech Szymczyk
No to gratulacje!!
Łdnie musi wyglądać taki dyplom po chińsku!!!!
StaS – hmm. Dla Chińczyków pewnie ładnie wyglądałby po polsku 😉 A dyplom jak to dyplom – za długo nie ma co go oglądać 🙂
moje gratulacje Wojtek! to brzmi wspaniale 🙂
Marcisza – Ala! Po długiej przerwie na blogu 🙂 Ale się cieszę 🙂 Oby częściej, bo to nie koniec tego miejsca 🙂
Trudno uwierzyć, że to rok. Uważam jednak, że punk pierwszy jest jednym z ważniejszych punktów 😉 Bez tego wszystko inne byłoby bardziej skomplikowane.
A mnieju poważnie…nie jestem w stanie zidentyfikować części potraw z obiadu japońskiego!! I strasznie mnie to męczy, no!
Gratulacje ziom! 🙂 Pozdro! Sajm
Bayushi – z potrawami japońskimi nie pomogę Ci – nie zwracałem uwagi na nazwy, tylko na walory kulinarne 🙂
Sajm – dzieki!