Zapiski z Chin » Chiny » Mniej niż zero…COVID
Mniej niż zero…COVID
W niedzielę dowiedziałem się od mojej ekipy z Ningbo, że w tymże mieście zniesionych zostaje sporo dotychczasowych restrykcji COVIDowych.
Ot, tak – z dnia na dzień.
Wszystko wspaniale, ale spowodowało to spore zamieszanie 😉 Moje osiedle w Ningbo najpierw nie wiedziało co mi odpowiedzieć na moje pytanie, czy przyjeżdżając z Szanghaju potrzebuję czegokolwiek, czy też nie – po czym dopiero drugiego dnia (jak już i tak się pojawiłem, bo w końcu praca nie czeka) odpisali mi, że nic nie potrzeba. Co to dla mnie oznacza? Tak długo, jak mam zielony kod, nie potrzebuję już 3 testów w 3 kolejnych dniach po przyjeździe do Ningbo. Nie potrzebuję też testu przy wjeździe do Ningbo, na autostradzie (aczkolwiek te miejsca w dalszym ciągu są – tyle, że nie ma w nich obsługi).
Efekt tych nagłych działań był taki, że sporo osób spanikowało, bo jest przeświadczenie, że teraz jak będzie jakiś problem, to należy się leczyć samemu – więc apteki przeżyły oblężenie.
W dalszym ciągu także są miejsca kwarantanny – choć jeszcze nie do końca wiadomo, czy ludzie będą tam trafiać, czy też nie – w Ningbo informacje jakie ludzie przekazują są takie, że część tych centrów została zamknięta.
W Szanghaju dla odmiany jakby niewiele się zmieniło – oto wczoraj na moim osiedlu ogłoszono, że wykryto 3 pozytywne przypadki w dwóch klatkach schodowych i osoby te została skierowane do odbycia centralnej kwarantanny, zaś obie klatki zamknięte i osoby tam mieszkające zostaną poddane kwarantannie w swoich mieszkaniach. Więc kwarantanna w dalszym ciągu ma funkcjonować – przynajmniej w Szanghaju.
W dalszym ciągu też – przynajmniej jeszcze w niedzielę funkcjonował przepis, że osoba przybywająca do Szanghaju i będąca w mieście krócej niż 5 dni, w dalszym ciągu nie ma wstępu do np. galerii handlowych czy restauracji (tak, znowu to przetestowałem na własnej skórze). Sensu w tym nie ma, bo jeśli moja rodzina może wejść do restauracji, a ja nie mogę, to jak sami widzicie nie jest to pomyślane logicznie (w sumie to nie powinno dziwić, no ale mimo wszystko…). Natomiast ludzie w Szanghaju też przygotowują się do ‘samoleczenia’ – od masy znajomych słyszę, że wszyscy zaopatrują się w lekarstwa na przeziębienie i kto może – to i na COVID (niektórzy kupują leki za granicą). Nie powiem – wygląda to wszystko dosyć dziwnie.
W tym samym czasie mój dostawca w Dongguan poinformował, że aby się u niego pojawić (mamy do zrobienia audyt), musimy przejść 3 dniową kwarantannę (‘na szczęście’ w hotelu) i dopiero po 3 dniach możemy udać się do fabryki. Takie podobno są zasady w ich ‘dzielnicy’. Ja w związku z tym rezygnuję na razie z podróży na południe Chin – nie mam czasu ani ochoty na jakieś eksperymenty, tym bardziej przed świetami Bożego Narodzenia.
Dzisiaj rozmawiałem też ze znajomym, który po powrocie do Chin rozpoczął obowiązkową kwarantannę. Obecnie – przypomnę – wynosi ona 5+3 (czyli pięć dni w centralnej kwarantannie – wyznaczonym hotelu, a następnie 3 kolejne dni u siebie w domu, ew w hotelu w mieście docelowym).
Przyznam się zatem, że wszystko to sprawia dziwne wrażenie, swoistego odbijania się od jednej ściany do drugiej. Albo twarde lockdowny, restrykcje, albo otwarcie i wolna amerykanka. I tradycyjnie już, jak to ostatnie dwa lata nas nauczyły, każde miasto ustala własne zasady.
Tym niemniej, jak to ogłosił w zeszłym tygodniu jeden z oficjeli: lepiej jest kierować powodzią, niż ją blokować. Dodał też – i to mam nadzieję pokazuję prawdziwą zmianę, że zero COVID nie ma znaczyć zero infekcji, tylko raczej – zero ofiar śmiertelnych.
Tak więc masowe testy na razie znikają (czy na stałe – to się okaże), władze tymczasem zachęcają do korzystania z testów, jakie można robić samemu (RAT: rapid antigen test). Kolejne firmy wyrosłe na COVIDzie zarobią mnóstwo pieniędzy 😉
Kolejne miesiące pokażą nam, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem. Największe wyzwanie będzie dla chińskich szpitali, gdzie – jak podają statystyki – przypadają raptem niecałe 4 łóżka na oddziałach intensywnej opieki medycznej na każde 100 tysięcy ludzi – to zdecydowanie mniej niż chociażby w Polsce.
Wpis z kategorii: Chiny · Tagi: China, COVID Chiny, COVID-19, ICU beds, Ningbo, otwarcie Chin, restrykcje covidowe Chiny, Shanghai, Szanghaj, Wojciech Szymczyk Chiny, Wojtek Szymczyk
Wojtek Twoja publikacja napawa mnie początkiem optymizmu. Droga będzie jeszcze długa, ale widać już powoli jej pozytywną konstrukcję. Niestety długo jeszcze będę musiała poczekać na wyjazd do Chin.
Wojtek, kiedyś publikowałeś na “Salonie 24”. Tam się wszak poznaliśmy. 🙂
Może spróbuj się na nowo zaktywować aby czytelnicy mogli się dowiedzieć na bieżąco o realnej sytuacji w Chinach.
Denerwuje mnie obłudna krytyka Chin tam zamieszczana. Może wreszcie sceptycy otworzą oczy i dojdzie do ich świadomości jakie są prawdzie Chiny.
Pozdawiam
No i sytuacja jakoś wcale mnie nie dziwi- chaos jest jakby w to wszystko wpisany- u nas wszystko na pozór toczy się normalnie- ale gdyby coś to wariactwo totalne. Tyle, że jak w Europie masowo ludzie umierali i nie było dla nich respiratorów to nikt się tym aż tak nie zajmował, bo wszyscy mieli takie same albo większe problemy. No i polskie akcje 🙂 mało kto już z przeciętnych to pamięta- może nawet o tym słyszał.
No a Chiny są na cenzurowanym – to i emocje duże- z jednej strony w naszej prasie , z drugiej u mieszkańców tam- bo niby wiedzą, że gdzieś życie jakby wróciło do normy.
A że segmentami są stosowane jakieś restrykcje – to przyznam , że mnie to jakoś wcale nie dziwi. W USA – nie dziwi nikogo funkcjonowanie prawa
stanowego; oczywiście to duży skrót myślowy – ale jednak…
Tak czy owak życzyć trzeba wszystkim zdrowia i cierpliwości:)
Anna – to ‘luzowanie restrykcji’ można nazwać pierwszym przebiśniegiem, ale takim rodzącym się w bólach 😉
Co do Salonu24 to dwa wyjaśnienia. Byłem tam przez pewien czas, ale zmiany, jakie tam następowały znięcheciły mnie. Czara goryczy przelała się ze zmianą layoutu portalu.
Zaś co do percepcji Chin – mój głos niewiele zmieni a w związku z tym, jak poziom informacji i zrozumienia świata wśród ludzi spada jest to też walka z wiatrakami, niestety. Co widać ostatnio coraz wyraźniej. O Chinach mówią ludzie, którzy nawet jeśli tu byli to krótko. Efektem jest pisanie czasami tak niedorzecznych rzeczy, że za bardzo nie wiadomo jak to można skomentować – przykład ostatni to chociażby zasłanianie twarzy kibiców w Katarze, czy też – bo i takie wpisy się pojawiały – piłkarzy (to był fake, ale zastanwiające było zobaczyć, ilu ludzi się na to dało nabrać bo wpisywało im się to w ich rozumienie Chin). Dlaczego dziennikarze w Polsce nie piszą o innych rzeczach? Ano dlatego, że tutaj nie byli, nie mieszkali, nie przerabiali wielu rzeczy na własnej skórze – więc nie maja o nich zielonego pojęcia.
Stas – pamięć ludzi jest krótka, nieprawdaż? Przypomnij mi proszę, ilu ludzi protestowało, kiedy ówczesny minister zdrowia zakazał wstępu do lasów? Albo ilu z tych obecnych ‘wolnościowców’ chciało reżimu szczepionkowego w Polsce (nie masz szczepienia – nie masz nigdzie wstępu)? W Chinach do tej pory nie ma obowiązku mieć szczepienia. Na moim przykładzie mogę zaświadczyć, nikt przez te 3 lata ani razu nie zapytał mnie o moje szczepienia. Rzeczy nie są tak czarno białe, jak to wielu by chciało (bo niestety pojęcie świata w odcieniach szarości jest już trudniejsze).
Co do ‘cenzurowania’ Chin w mediach to jest to widoczny trend i – takie mam wrażenie – im bardziej oczywista staje się sytuacja, że mamy do czynienia ze zmianą świata z unipolarnego (USA jako hegemon globalny) na bi- czy multipolarny (do dyskusji), tym usilniej stara się dokonać podziału -kto z tymi, a kto z tamtymi. O tym wiele krajów w Azji już się wypowiadało ustami swoich polityków – jeśli USA będą je popychać do podjęcia decyzji, czy są z Chinami, czy ze Stanami, to one – te państwa – nie dadzą się w taką grę wciągnąć. Czy o tym dziennikarze w Polsce piszą? Czy ludzie w naszym kraju zdają sobie sprawę, że takie przeciąganie liny ma miejsce? Z tego co ja widzę w polskich mediach to oczywiście nic się o tym nie mówi – bo po co ludziom komplikować obraz świata.